jednego i drugiego. W tajemnicy zabierała je od Hermana i przynosiła odpowiedzi.
Gdy spojrzała na pierwsze słowa listu Franza, nie była zdolna oderwać oczu, od tego krzyku miłości, który ją objął w ramiona. Próbowała się wyrwać, ale sił jej zbrakło i przeczytała do końca. Skończywszy, siedziała bez tchu, z listem na kolanach, wyczerpana, jak po ataku bitewnym. Z trudem jeno zdołała ukryć przed Chavannami promieniowanie, jakie od niej biło. Ale zostawszy sam na sam z Hermanem, rozbłysła taką radością, że zrozumiał natychmiast i wyciągając ręce, rzekł głosem rozkazującym, który drżał od zniecierpliwienia:
— Daj pani!
Odeszła na bok podczas, gdy on czytał. Cisza zaległa pokój. Anetka patrzyła na bezsłoneczne podwórze, nie widząc nic. Słuchała szmeru zwiędłych liści targniętych wiatrem. Potem i to ucichło. Z ulicy doleciał skrzyp wozu ciągnionego przez woły tak powoli, jakby stał w miejscu. Był symbolem bezruchu tych okolic. Okrzyk poganiacza i wrzask ptaka polatywały w górę. Powoli, bardzo powoli głuchło dudnienie, aż stare, wstrząśnięte mury wróciły do nieruchomości. A czas jął w duszach płynąć znowu. Posłyszała wołanie Hermana:
— Anetko!
Obróciła się i podeszła. Leżał twarzą do ściany. List leżał na łóżku:
— Przeczytaj pani! — powiedział.
— Już czytałam! — przyznała.
Podał jej dłoń, nie patrząc.
— To prawo pani. To pani zawdzięczam.
Potem bez słowa zdradzającego wzruszenie ujął skraj jej sukni i pocałował.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/171
Ta strona została przepisana.
153