gnienia i samotności. Listy jego wołały, opisywały mało. Niewątpliwie cenzura nie dopuściłaby szczegółów dotyczących obozu. Ale te ograniczenia ciążyły najmniej młodemu więźniowi, który zajęty sobą, nie zwracał uwagi na innych. Opowiadał o sobie z ufnością naiwną, wzruszającą, wybujałą. Miał sentymentalizm gorączkowy, niedołężny, a wrażliwy jednocześnie dusz wielu Austrjaków, które są pieściwe, a żałosne jednocześnie, posiadając zarazem wdzięk młodości. Pieśń jego był to Lied w formie nieustannego ronda o elegijnym nastroju. Słowik nucił do upadłego. Ale słuchał także pieśni własnej. Kochając przyjaciela, siebie w nim kochał, owo echo, które zbiera i przedłuża własny jego, cichy śpiew.
Pieśń Hermana brzmiała pewniej. Melodję niósł wiew równy, nie łamiący się. Linji jego czystej nie szarpały wokalizy i tryle. Panował nad sobą, o sobie mówił niewiele... nic prawie... zwłaszcza o stanie swym, myśląc bowiem o przyjacielu, bał się go niepokoić. Za to w listach mnóstwo było zapytań o zdrowie Franza, o higjenę, o stosunki z przełożonymi i towarzyszami. Pocieszał go, udzielał rad, koił, powtarzając nieustannie czułe wyrazy z naglącą cierpliwością, z jaką się przemawia do wielkiego dziecka, które przez pół jeno słucha. Ta szczegółowość miała nawet rys śmieszności. Anetka uśmiechała się, czytając, dlatego zresztą tylko, że odnajdywała w Hermanie własne niepokoje, owo macierzyństwo serca, które nie umie się ograniczyć w potrzebie ochraniania i czuwania. Znała w tych dwu mężczyznach ślad niezatarty kobiety wieczystej, która tkwi na dnie każdej istoty ludzkiej. Wychowanie zabija to w mężczyźnie. Wstydziłby się przyznać. Wzruszyło ją to, gdyż odczuła czystość uczucia.
Nic dwuznacznego. Przejrzystość kryształu. Na-
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/173
Ta strona została przepisana.
155