Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/176

Ta strona została przepisana.

Wiedziała, co przed nią ukrywa, ale czyniła cò trzeba, by mógł ukrywać. Przed wejściem do pokoju mówiła głośno, dając mu czas na schowanie rzeczy niepotrzebnych.
Urazę skierowała ku Anetce, bywającej coraz częściej. Była lodowata, nie przekraczając atoli najściślejszej grzeczności. Starczyło tego. Złożono na Anetkę odpowiedzialność za to, w czem odgrywała jeno rolę narzędzia. Przyjmowała to bez drgnienia. Przychodziła tylko ze względu na Hermana, reszta była jej obojętna.
Spostrzegła natomiast z przykrością, że nie zdoła dłużej pomagać przyjaciołom.
Listy jeńców ustały nagle. Wybuchła w obozie epidemja, zarządzono represalja i korespondencja została na kilka tygodni zabroniona. Cisza ta wprawiała chorego w stan gorączkowy. Gdy utracimy raz odkryte źródło, pali pragnienie tem sroższe. Za każdym razem witał Anetkę spojrzeniem wymagającem i wściekłem. Czuł urazę za to, że nie iści jego oczekiwania. To podniecenie moralne pogorszyło chorobę, która znowu wzmogła podniecenie. W okresie pozornego zastoju zatrucie jęło występować z podwójną siłą, ogarniając coraz to inne narządy. Trudno było walczyć z tem, gdyż trucizna odepchnięta z jednego miejsca, rzucała się w rozmaitych objawach, na inne. Gdy pożar trawi samo serce domu, nie wystarcza gaszenie płomieni tam, gdzie wybuchają. Do wnętrza dotrzeć można dopiero, gdy runie. Wszyscy widzieli, że ratunek daremny.
Herman wiedział to najlepiej. Walczył potajemnie do upadłego z nieprzyjacielem, ale czuł się pokonanym. Chory, znajdując się w stanie ciągłej samoobrony, nie zważa na innych. Egoizm jest mu ucieczką ostatnią. Myśli jeno o swej chorobie i pragnieniach swoich. Nocami, gdy leżał na stosie i patrzył, jak płomień pełza co-

158