Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/179

Ta strona została przepisana.

dzie pan napewno do zdrowia. Tak powiedział lekarz.
— Kłamstwo! I mnie to mówił. Wiedząc, że wszystko na nic, wysyła mnie, bym zdechł w obczyźnie. Pozbywa mnie się poprostu... Nie chcę! Tutaj umrę!
Matka starała się przekonać go, ale powtarzał:
— Nie!
Zaciskał zęby, nie chcąc mówić i twardniejąc w uporze.
Pochylona nad łóżkiem, spytała uśmiechnięta smutnie:
— Czy to z jego powodu?
— Tak. Jeśli wyjadę z Francji, będę jeszcze dalej od niego.
— Któż wie? — rzekła Anetka.
— Co?
Pochyliła się bardziej jeszcze.
— A gdyby to był, przeciwnie, środek zbliżenia się?
Chwycił jej dłoń i przytrzymał w pozycji nachylonej.
— Co pani powiada?
Chciała się wyrwać. Ale nie puszczał. Czuli wzajem oddechy swoje.
— Trzeba jechać do Szwajcarji, drogi przyjacielu!
— Mów pani! Wytłumacz!
— Ból mi pan zadaje. Proszę puścić! Chcę się wyprostować.
— Nie! Wytłumacz pani naprzód!
Pochylona nisko, w pozycji chwiejnej, oparta dłońmi o piersi chorego, by nie upaść, powiedziała cicho i spiesznie:
— Słuchaj pan... To nie jest rzecz pewna... To tylko możliwość... Źle czynię może, mówiąc to panu... Ale spróbuję. Gotowa jestem zaryzykować...
Ściskał jej dłoń coraz mocniej:
— Mów pani! Mów!
— Myślałem nad tem ubiegłej nocy... a także wcho-

161