wróbelka, co chwytają w przelocie śmiesznostkę każdą, dla którego wszystko dobre, co budzi śmiech i apetyt. Był bezwzględny, rozdziobywał wszystko, a upierał się przy tej robocie tak długo, aż znalazł w ziarnie robaka, pustkę, lub obrzydliwość jakąś. Wszystko uległo temu losowi prócz jednej rzeczy,... prócz serca matki. Daremnie próbował na niem dzioba, nie naruszył go nawet. Nie wiedział jaką mieści mąkę, ale fakt, że się oparło, wzbudził w nim szacunek, oraz niepohamowaną ochotę przeniknięcia do wnętrza... Lubił Sylwję i miał dla niej jednocześnie wzgardę życzliwą. Wiedział, że liczyć może na nią jako współwinowajczynię i był za to wdzięczny, gdyż niesprawiedliwość na korzyść własną schlebiała mu, (pod warunkiem pełnej świadomości, głupcom bowiem nie przebaczał) czynił atoli różnicę pomiędzy Sylwją, a Anetką. Była to dusza warta zdobycia. Uświadomił sobie teraz, że ona go kocha, ale że on jej nie rozumie. Miłość macierzyńska, instynkt silny i pewny nie wystarczał mu, chciał poznać i zostać poznany, chciał posiąść część najtajniejszą, najlepszą cząstkę... nie już matki, ale istoty. Matka, to zawsze ta sama, anonimowa pielęgniarka. A każda istota ma swą odrębną substancję niepodobną do żadnej innej, o swoistej woni. Dolatywała go ta woń. Chciał dotrzeć pod łupinę do ziarna. ...Chcę ciebie, chcę ciebie, która raz jesteś tylko! Chcę posiąść tajemnicę twoją!...
— By z nią uczynić... co? By odrzucić po nasyceniu. Serce młodzieńca, ten gryzoń, chce wszystkiego, a nic zachować nie umie. Lepiej gdy pokuśliwe skarby są niedostępne jego zębom.
Tak było z Anetką. Daremnie oddawała się z uśmiechem, nie posiadając klucza od skarbca mieszczącego tajemnicę swej istoty, nie mogła jej złożyć w darze. Tak było, na szczęście. Ileż już razy w życiu zmarnowałaby
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/188
Ta strona została przepisana.
170