Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/192

Ta strona została przepisana.

winizmu, pomieszanemi z kroniką skandaliczną dzielnicy. Słuchała, uśmiechała się bez słowa i mówiła o czem innem. Taiła wiernie swe przeżycia. Nawet śmierć Apolonji, ta wieść okrutna, która powinna była spowodować odruch, wywołała tylko błysk politowania w jej oczach.
Marka wzburzyła ta tragedja do głębi. Rozgniewany rezerwą matki, jął, celem wydobycia z niej czegoś, opowiadać w jaskrawych obrazach, co widział i czego się dowiedział. Anetka zamknęła mu gestem usta. Brała udział w rozmowie, tylko gdy tak chciała. Wszystkie wysiłki wciągnięcia jej do dyskusji były daremne. Marek pewny był jednak, że ma własny pogląd. Z kilku rzuconych słów poznał, że zgoła nie obchodzi ją to, co drugich roznamiętnia... wojna i ojczyzna. Radby się był dowiedzieć czegoś więcej... Dlaczegóż to nie mówiła?
Markiem wstrząsnęła rewolucja rosyjska. Wziął udział w meetingu kwietniowym, jako ciekawy słuchacz, ale uległszy nastrojowi tłumu, oklaskiwał Severina, a pluł na Jouhaux. Widział, jak Rosjanie płakali, słysząc dźwięki rodzimego hymnu rewolucyjnego, a chociaż gardził płaczem, nie uznał ich za pozbawionych dumy męskiej. Nie wiedząc co myśleć, jął rozpytywać Moskali, zranili go jednak zaraz i podrażnili nietolerancją niesłychaną i pychą narodową, która pod czerwoną czapką ukazywała ośle uszy, oraz ironję, obrażającą Francję i Francuzów.
— Mam tego dość!...
Ironizując kosztem swoich, nie znosił, by się to działo ze strony obcych. Odepchnęła go także poufałość bez skrupułów. Był arystokratą i nie pociągał go ideał współżycia z trzodą Judeo-Azjatów... (to słowa tego zuchwalca...) Dawszy się pociągnąć zrazu, odskoczył

174