Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/193

Ta strona została przepisana.

zaraz wstecz i popadł w cały splot reakcyj słusznych, a przeważnie niesłusznych, nie zastanawiając się atoli nad ich wartością. Dyktatura ojczyzny, czy proletarjatu była mu tą samą tyranją, a dwa te obłędy mógł rozdzielić jeno rozum. Serce Marka nie miało dość uczuć ludzkich, by rozstrzygnąć na korzyść ludu... lub jego niekorzyść. Wolał zrozumieć. Ale nie spodziewał się pomocy ze strony Pitana i towarzyszy jego! Pitan, oczywiście, stanął pod nowym sztandarem, ale mgliste jego racje odpychały raczej, niż pociągały małego Rivière’a. Mistycyzm katastrofy, triumf pesymizmu, upojenie ofiarą...
— Schowajcie dla siebie ową ofiarę, której się nierozumie, a która niema nic do stracenia! Ja muszę ocalić walory niezmierne, swoje ja, moją inteligencję, przyszłość i łup mój... Gdy już zagarnę wszystko, co jest mojem, gdy wszystko dokładnie zobaczę i przeżyję... ha... wówczas!... Ofiara wśród jaśni... tak... może! Ale nocą, z zawiązanemi oczyma?... Nie, nie, stary druhu... Poświęcenie krecie, to rzecz nie moja. Daj mi inny kaganek, nie chcę „królestwa proletarjatu“.
Czyż Anetka ma jakiś kaganek? Marek usiłuje wybadać nadaremno. Chcąc ją sprowokować, puszcza kilka okropności... Nie słyszy, zda się, pocisk pada w próżnię, a Marek czuje upokorzenie, że mówił. Czyż ta kobieta nie myśli?... Myśleć było to dla Marka coś, jak bić się pokrzywą, by wywołać zadrażnienie skóry, a potem leczyć pieczenie pocieraniem ręki o drugich. Myślenie, było mu zawsze aktem napaści. Przerzucał swe myśli na innych, jak ciosy pięści. Chciał, by w nich przenikły w dobry sposób, lub gwałtem. Anetka, zda się, nie zważała na to, czy ludzie myślą, jak ona. Było jej to obojętne.

175