Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/200

Ta strona została przepisana.

i żądzom. Nie przyganiał wcale, nie przeczył. Gdy mówiły „nie“, a było „tak“, chwiał jeno dobrodusznie głową, ale uważał pilnie, okazując wyraźnie, że właściwie jest „tak“, a one się nie gniewały wcale. Uważały go za przyjaciela, którego okpiwać niesposób, a nawet nie trzeba, bowiem był szczery i pobłażliwy.
Wzajemne zaufanie ujawniło się bardzo prędko, a rzucone imię Marka stopiło do reszty lody. Żółta twarz Pitana rozbłysła w miejscach nie zakrytych brodą. Powiedział:
— A więc pani Rivière?
Wszystko, co o niej wiedział i czego się domyślał, sprawiło, że uczuwał dla matki Marka wysoki szacunek i co prędzej pospieszył okazać to.
— Pan mnie zna? — spytała.
— Znam syna pani.
— Nie podobny do mnie wcale.
— Oczywiście. Jest taki, jak wszyscy chłopcy. Wysila się jak może, by nie być podobnym do matki. I dlatego właśnie znam panią.
— Krępuję go. Unika mnie.
— Niechże pani nie biega za nim. Życie, jak pole wyścigowe jest okrągłe. Im bardziej się oddala, tem prędzej się zbliża do pani.
Rozweseliło go to, a Anetka roześmiała się. Zawarli znajomość. Przez Marka stali się przyjaciółmi. Porozmawiawszy o nim z Anetką, spytał Pitan:
— Czemże mam pani służyć? Czy idzie o niego?
Anetka pokraśniała z powodu, że przeniknął jej kłamstwo.
— Nie o niego. Ale przyznaję, przyszłam prosić pana o radę. Proszę przebaczyć, że krążyłam zrazu, miast mówić wprost.
— O, zaraz to spostrzegłem... Niema potrzeby tłu-

182