Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/21

Ta strona została przepisana.

żegnaniu, łza jego spadła mu na policzek. Ona zaś powiedziała:
— To będzie przechadzka! Cóż za piękne lato. Strzeż się tylko kataru!
Anetka pocałowała go. Tyle miał zysku. Żałowała go, ale nie okazała tego, nie chcąc osłabiać... Oczywiście... Tak być musi. Patrząc na pożegnanie w oczy starszej siostry, odczytał w nich jeno nieugięte:
— Tak być musi.
Wszędzie mur. Jedyna droga wprost przed siebie.
I poszedł.

∗             ∗

NIBY ul pszczeli, cały dom, od góry do dołu roił się. Ani jedna komórka nie odmówiła daniny. Każda rodzina składała w ofierze mężczyzn swoich.
W mansardach poddasza, dwaj robotnicy, ojcowie rodzin. Na piątem piętrze, syn wdowy, kawaler trzydziestopięcioletni. Na piętrze Anetki, młody urzędnik banku niedawno ożeniony. Poniż, dwaj synowie urzędniczej rodziny. Jeszcze niżej, jedyny syn profesora prawa. Na dole, syn właściciela winiarni. Razem, ośmiu wojowników nie z własnej woli. Ale o to nikt nie pytał. Państwo współczesne uwalnia obywateli od kłopotu posiadania własnej woli, a obywatelom wydaje się to doskonałem uniknięciem jednej bodaj troski.
Od góry, do dołu, w całym domu zgoda zupełna. Zdarzył się jeden wyjątek (ale go nawet nie dostrzeżono). Była to młoda pani Chardonnet, sąsiadka Anetki, świeżo zamężna, zbyt słaba, zresztą by protestować. Większość nie zrozumiała i niezrozumie nigdy dlaczego całą wolność osobistą i prawo do życia zabiera im moc jakaś tajemna i składa sobie w ofierze. Z bardzo małymi

3