Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/214

Ta strona została przepisana.

i troje dzieci, jedno na rękach niósł ojciec, drugie prowadziła matka, trzecie zaś, dwunastoletnia dziewczynka, pozostała nieco wtyle. Anetka uśmiechnęła się, wzięła ją za rękę, a funkcjonarjusz, nie dostrzegłszy w pośpiechu zamiany, przeciął dwa bilety. Przeszła, mówiąc serdeczne słowa dziewczynce, którą oddała rodzicom.
Zaczęto się cisnąć do zapełnionych już wagonów. Anetka stanęła w kurytarzu. Nakoniec, po bardzo długiem czekaniu, pociąg ruszył. Ciemny był zupełnie, z obawy aeroplanów nieprzyjacielskich, które właśnie dopiero co sygnalizowano. Niedługo pociąg stanął wśród ciemnych pól. Nieustanny deszcz tłukł po szybach. Nikt się nie ruszał. Zostali, jakoby, opuszczeni wśród nocy chłodu i wilgoci. Anetka zaś zasnęła, stojąc, oparta o ścianę i sąsiadów, którzy ją podtrzymywali sobą. Bolały ją kolana i palce stóp. Umierała ze znużenia. Zaczęło jej się coś śnić,... potem ocknął ją ponowny ruch pociągu... i znowu jęła marzyć.
Przyśnił jej się Marek i Franz. Była w swoim pokoiku prowincjonalnym. Franz przyszedł do niej. Mają jechać razem. Pakują rzeczy. Są już gotowi. Nagle otwarto drzwi... Marek... Franz znikł w pokoju przyległym. Marek go zobaczył. Uśmiecha się złośliwie i chmurnie, jak zwykle. Proponuje matce, że jej będzie towarzyszył. Ale ona wie, że chce wydać więźnia... Marek idzie w stronę pokoju, gdzie jest Franz. Anetka zasłania sobą drzwi. Marek powiada:
— Puśćże mnie, mamo. Chcę przywitać tego drogiego Franza. Mam mu coś powiedzieć.
Anetka woła:
— Wiem, co chcesz zrobić. Ale nie dopuszczę!
Dyszą w twarze sobie wzajem. Marek wygląda strasznie. Ironiczny jego uśmiech staje się okrutnym. Powiada, odsuwając ją:

196