cając się ku napół uchylonym drzwiom, za któremi czekał upragniony. Franz wszedł chwiejnie, przystanął, spojrzał, podbiegł... Przyjaciele byli razem.
Od długich miesięcy wyobrażali sobie obaj to spotkanie, tę chwilę,... ale nie była zgoła podobną do tej, jaką wytworzyli w myśli...
Nie uścisnęli sobie dłoni. Nie ucałowali się. Nie wyrzekli ni jednego słowa z mnóstwa słów, jakie w nich wzbierały przed chwilą... Po wymianie pierwszego spojrzenia Franz, powstrzymany w rozmachu, padł u podnóża szezlongu, kryjąc twarz w kołdrę. Strach go poraził na widok przyjaciela, którego pożegnał w pełni życia, a teraz nie odnalazł już takim samym. Spostrzegłszy tę błyskawicę przerażenia, przyjrzał się Herman sobie w jej świetle. A śmierć, rozpostarta pomiędzy nimi, rozdzieliła ich...
Blady, zdrętwiały czuł u nóg swych głowę przyjaciela. Gładził ją, broniąc przed niewyznanym strachem. Ale strach ten ogarnął go także. Wiedzieli obaj, że nie stoją już na tym samym brzegu i nie zaliczają się do jednego i tego samego czasu. Nieznaczna różnica wieku, dzieląca ich, przybrała rozmiary ogromne. Jeden przynależał do generacji zmarłych, drugi do żywych. Nie buntując się, zdrętwiały, Herman przyjął za fakt nie ulegający kwestji, że on to właśnie, jako starszy, człowiek. z tamtego świata, winien pocieszać młodszego, żyjącego jeszcze tu... Wielki Boże! Jakże byli dalecy!...
Franz łkał teraz. Herman oddalił poprzednio niecierpliwym gestem obie kobiety. Stały w cieniu u wnijścia na balkon. Rzekł im teraz:
— Wszakże widzicie, że cierpi!... Zabierzcież go!
Anetka pociągnęła Franza w głąb pokoju, posadziła go, szepcąc słowa otuchy i wyrzutów macierzyńskich. Otarł łzy, uczuł wstyd i uspokoił się.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/222
Ta strona została przepisana.
204