Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/224

Ta strona została przepisana.

palców śmierci modelujących jego rysy. Zapomniał o nadchodzącej chwili ostatniej, a miał przed sobą znowu przyjaciela dawnego, w postaci jaką ukochał. Hermana ożywiała zresztą obecność jego. Wargi miewał bardziej różowe, jakby używał barwiczki potajemnie. Uczyniła żartem tę uwagę Anetka.
— Pani żartuje! — odparł. — A to jest prawda. Zachowuję się, jak stara kokota. Nie chcę przerażać tego biedaka.
— Kiedy go jednak opanowywało cierpienie niezmożone, prosił Anetki, by zabierała Franza na przechadzkę. Nie chciał mu się pokazywać.
Miała zrazu zamiar zostać w Château d’Oex tylko dni kilka, oddać przyjaciela w ręce Hermana i wracać do Paryża. Ale wobec groźnego stanu Hermana odłożyła wyjazd, nie chcąc go opuszczać u progu państwa cieniów. Nie prosząc o to wprost (raziła go myśl, że może jej sprawiać kłopot), przejawiał Herman trwożne pragnienie, by została. Bał się teraz możliwego sam na sam z Franzem, ona czuła się potrzebną obu przyjaciołom, to też mimo obowiązków, wzywających do powrotu, uznała, że jej głównem zadaniem jest dźwiganie części bodaj brzemienia człowieka, który miał opuścić nasz Stary Ląd.
Brzemię to było ciężkie. Jako powiernica ich obu, sama jedna znała tajone myśli, których sobie już teraz zwierzyć wzajem nie śmieli. Franz był mniej dyskretny. Od chwili obdarzenia Anetki swem zaufaniem, wywnętrzał się jej z tego nawet, co każdy zwykł zachowywać dla samego siebie.
Wiedziała doskonale, że nie odgrywała żadnej roli osobiście, a jeno była kobietą anonimową, dyskretną i uległą, jakiej potrzebowali właśnie. Ni śladu przywiązania z obu stron. Każdy zajęty był jeno sobą samym. Mimo tej świadomości, ulegała przedziwnej atmosferze zwierzeń.

206