Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/23

Ta strona została przepisana.

jakby, starą parę małżonków. Hektor, mimo że nie doszedł jeszcze czterdziestki, wygląda już na pensjonistę, a życie jego jest skończone, nim się rozpoczęło. Nie żali się na swój los i nie pragnie innego.
Ojciec był urzędnikiem pocztowym, syn jest nim także. Z pokolenia w pokolenie nie było awansu i sprawa stoi na tym samym punkcie. Ale by utrzymać się, nie obniżyć, jakiejże masy rzecz ta wymaga wysiłków! Człowiek słaby i nie mający wielkiego szczęścia, nie tracąc, zyskuje. Matka pozbawiona środków dostatecznych musiała pełnić posługi, by wychować syna. Było to przykre wielce dla osoby, która dawniej miała swe małe gospodarstwo domowe. Nie narzekała jednak. Teraz odzyskała swój mały raj utracony. Odpoczywa, pracując także wprawdzie, ale dla siebie i syna. Twarz ma krągłą, jak u Berry’ego i lepiejby wyglądała w białym czepeczku w rurkach, niźli w kapeluszu współczesnym, który w niedzielę przyszpila do swych siwych włosów. Bezzębne usta nie mówią nigdy głośno, oczy jednak uśmiechają się serdecznie, z pewnem znużeniem, do syna i znajomych. Grzbiet pochylony nieco. Wstaje pierwsza i przynosi synowi do łóżka kawę. Podczas jego godzin biurowych sprząta mieszkanko starannie. Przyrządza też jedzenie. Jest dobrą kucharką, a on potrosze smakoszem. Wieczór syn powtarza matce co usłyszał w ciągu dnia. Nie słucha z wielką uwagą, szczęśliwa jest jednak, że to słyszy. W niedzielę chodzi na ranną mszę, on nie. Nie jest pozbawiony wiary, ale nie wierzy. Religja, to rzecz kobiet, powiada. Matka załatwia to za oboje. Popołudniu spacerują potrosze, rzadko jednak przekraczając granicę dzielnicy. On jest nad wiek stary. Zadawalniają się drobnem, taniem szczęściem, które płynie tokiem codziennym. Związek ich jest tak silny, że nie ożenił się i nigdy nie ożeni.

5