Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Nie odczuwa tej potrzeby. Żyje bez przyjaciół, bez kobiet i nie czytuje niemal nic, prócz dziennika, który czytywał ojciec jego. Dziennik ten zmienił mnóstwo razy przekonania, on atoli nie zmienił się wcale i wyznaje zawsze przekonanie swego pisma. Jest to życie automatyczne, wyśmienite, jednostajne, ciąg nieprzerwany codziennych, drobnych aktów, które nabrały cech obrzędowych. Oby życia tego nic nie zmąciło, oby w niem zaszło jaknajmniej zmian. Ludzie ci, nie mają namiętności, a wspólnota ich stała się drogim nawykiem. Myśleć jaknajmniej, żyć cicho, spokojnie...
Atoli nie spełni się to skromne pragnienie. Wojna, rozkaz odmarszu i oto rozłąka. Matka wzdycha i pakuje spiesznie rzeczy syna. Nie protestują. Zwycięża to, co silniejsze. Wielka potęga wyrzekła słowo.

Cailleurowie mieszkają o piętro wyżej niż Anetka. O piętro niżej mieszka rodzina Bernardinów. Ojciec, matka, dwu synów i dwie córki. Katolicy, rojaliści. Z południa, z Akwitanji.
Ojciec jest urzędnikiem. Mały, korpulentny człowieczek, kosmaty, jak dzik, broda krótka, szorstka, jak szczeć, okrywa mu twarz. Jest żywy, sangwiniczny, popędliwy tak że się dusi niemal. Bowiem urodził się wieśniakiem, rubachą. Dławi go miasto i piecze mu skórę. Lubi dobrze jeść, śmieje się naiwnie. Za najmniejszą przeciwnością stary grubas spuszcza przyłbicę i wściekły rzuca się do gwałtownego ataku, który trwa zresztą krótko. Nagle przypomina sobie, iż jest urzędnikiem i katolikiem. Wśród ataku wściekłości opanowuje się i przybiera postawę pełną namaszczenia.
Z dwu synów, młodszy, dwudziestodwuletni, kształci się na archiwarjusza. Ma bródkę w klin, uśmiech dyskretny, oczy spuszczone i spojrzenie dwuznaczne

6