Zrazu ogarnął go stan bezwładu połowicznego, bolesnego, z łzami cichemi, jak niebo na przedwiośniu, nieruchome i znużone, kryjące poza mgłami słońce... Potem przebudzenie wstydliwej rekonwalescencji, zażenowanie tem ozdrowieniem, tym zuchwałym powrotem do życia, długie rozmowy półgłosem, w godzinach, kiedy serce łaknie wywnętrzeń, ale nie śmie tego uczynić inaczej, jak tylko kiedy pewne jest słuchacza-wspólnika...
Potem zaczęli wychodzić razem. Franz oparty na ramieniu Anetki, szedł zwolna w ciepłe poobiedzia, podczas gdy na nagich krzakach zwisały jeszcze zeschłe liście, a pod niemi zaczęły już kwitnąć fiołki. Wiosna wychylała trwożnie głowę po górach, doliny zaś drzemały jeszcze, otulone w ciemno-szafirowy mrok i mgły. Myśleli o przyjacielu, towarzyszył im, i zda się, czekał takiej chwili, by być w obojgu jednocześnie. Każde czuło go w obecności drugiego. Gdy byli oddzielnie sami, oddalał się i przemieniał w cień nikły. Idąc, tulił się Franz do Anetki, gdyż chciał odnaleźć Hermana, chwytał ramię żyjącej z obawy, że utraci kontakt ze zmarłym. Był teraz niezwykle hojny w objawach serdecznej uprzejmości, co podkreślało wrodzony wykwint jego natury arystokratycznej. Kochał Anetkę i starał się dowieść jej tego. Bez niej niesposób mu żyć było. Wzruszało ją to, ale nie łudziło wcale. Jako Francuzka, będąc nawet uprzedzoną na korzyść, umiała należycie sądzić ludzi. Ale jako kobieta, nie dostrzegała dokładnie wszystkiego w sobie. (Kobietom nie zależy na tem).
Obowiązek wzywał ją do Paryża. Nieobecność trwała zbyt długo. Zajęta chorobą i agonją Hermana, potem zaś cierpieniem Franza, pełnem wymagań, spędziła tu trzy długie miesiące, nie mogąc się ruszyć, bez okrucieństwa (taką wymówkę ułożyło sobie przynajmniej
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/242
Ta strona została przepisana.