Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/257

Ta strona została przepisana.

policja, wiedząc o tem, znosiła mu stale naręcze nowinek. Natychmiast przewąchał ploteczkę w kieszeni Francka, który podszedł doń z miną tajemniczą i obiecującą.
— Witam cię, sire Frangipane! — wykrzyknął potentat. — Przynosisz coś w koszyku. Dalejże, chłopcze, zdejm wieko!
Pochlebiło to familijne przyjęcie Franckowi, natomiast uczuł kolec w przezwisku, trafnem zresztą wielce. Jął tedy macać figlarnego ludożercę ostrożnie zrazu, potem zaś naszkicował filuterną a sympatyczną sylwetkę starego Pitana. Niedługo jednak, zauważył słuchacz niecierpliwie i szyderczo:
— Ach... to piękna dusza... Czy nie masz, chłopcze, czegoś lepszego?
Franck użył tematu jako kanwy do dziwacznego haftu facecyjek, zaimprowizowanych na poczekaniu wedle gustu patrona. Oto stary Pitanisko zakochał się po uszy w „porządnej“ damie, która ze swej strony była zakochana w pewnym Austrjaku... a Pitan wykradł go dla niej z obozu jeńców...
Patron zapalił się odrazu.
— Cóż to za dama?... Jak się nazywa? (krzyczał, targając Francka za ramię). Założę się, że ją znam!... To żona X-a! (X był jednym z jego ministrów).
W oczach zabłysła mu dzika złośliwość.
— Nie?... Szkoda!... Wrzuciłbym go zaraz w w paszczę St. Lazare’a, ku czci i chwale Świętego Przymierza!...
Wymienił dwa jeszcze nazwiska i nie dawał za wygranę, zmuszając Francka do wyjawienia tajemnicy. Przyszło mu to z trudnością, ryzykował bowiem dużo. Ale było już za późno cofać się. Patron chwycił go za język...