WIELKI ciężar spadł z piersi Anetki i rozpoczęła teraz ciche, spokojne życie domowe. Nie interesowała jej, zda się, dalsza wojna i niepokój dręczący wszystkich. Dzieląc ich niedolę, podzielać nie mogła myśli. Zresztą nie brakło jej zajęcia. Mimo wielkiej staranności Sylwji, która czuwała nad Markiem, gdy jej nie było, znalazło się mnóstwo, bardzo ważnych nieraz szczegółów, dostrzegalnych jeno oczom matki, gdy idzie o wygląd i zdrowie dziecka. Przeglądała bieliznę i ubrania Marka, uradowana chytrze, gdy natrafiła na coś, co uszło kontroli siostry. Dość też było roboty z porządkowaniem mieszkania, w którem przez dwa lata gospodarzyły mole jedynie. Sylwja zastawała ją stale nad szyciem i krzątaninie domowej. Siostry wiodły teraz wieczorami długie rozmowy, a Marek, pracujący w przyległym pokoju, przy drzwiach otwartych, śledził je. Jak młode kurczę czyhał na jakieś ziarnko dla siebie, ale daremnie czekał. Spraw poufnych, załatwionych już, nie dotykano, natomiast tematem rozmów były nowinki dnia, plotki kobiece, kwestje dotyczące kroju, szycia i cen towarów... Słuchał, słuchał, potem zniecierpliwiony, zamykał drzwi. Jakże mogła matka całemi godzinami zajmować się tem głupstwem? Sylwji, oczywiście, było z tem do twarzy... ale matka, kobieta zdolna narazić życie, gotowa uczynić to jutro może... Trawiona tajemnicami, których się domyślał, nie mogąc pochwycić... jakże mogła poprzestawać na nicości... na cenie chleba, ograniczeniu spożycia masła i cukru? Gdzież się podziało to życie tajone (przez pół jeno tajne dla niego)? Zazdrość usposobiła go do bystrego dostrzegania płomyka, tlejącego w matce, którego Anetka sama nie widziała. A jednak promieniało to z niej bez względu czy milczała, czy mówiła...
Tacet, sed loquitur...
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/262
Ta strona została przepisana.
244