Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/265

Ta strona została przepisana.

sobie w spokoju! Pokaż mi pani swe oczy, jak ja pokazuję swoje. Niema w nich nic przerażającego.
Zmieszana i wzruszona Urszula uspakajała się zwolna, starając niezręcznie tłumaczyć swą bojaźliwość i brak grzeczności. Dodała, że pamięta dobrze życzliwe słowa Anetki, wypowiedziane przed rokiem czasu katastrofy w ich rodzinie. Wzruszyły ją, chciała zaraz napisać, ale brakło jej odwagi. Rodzice niechętni byli stosunkom z obcymi.
— Tak, tak... rozumiem to! — odparła Anetka dobrotliwie.
Urszula nabierała powoli śmiałości i bełkotliwie nieco jeszcze jęła opowiadać, ile wycierpiała od lat czterech wojny, z powodu nienawiści i złości ludzkiej. Nie znając Anetki, sądziła, że jej to przygani, jak inni...
(Anetka dotknęła jej dłoni zlekka nic nie mówiąc).
...Wokoło siebie nie dostrzega kątka, gdzie możnaby swobodnie odetchnąć. Nawet rodzice, dobrzy bardzo, nie rozstają się ni na chwilę z myślą odwetu (poprawiła się)... z myślą słusznej, a bezlitosnej kary. Śmierć synów doprowadziła ich do rozpaczy. Byle słówko na temat pokoju wzbudza w nich wściekły gniew, a najzacieklejszą jest siostra, Justyna, z którą dzieli od dzieciństwa pokój, będąc jej powiernicą. Każdego wieczora, przed spaniem, Justyna modli się głośno: — Boże sprawiedliwy, Matko Przenajświętsza, Święty Michale Archaniele, wytępcie ich do nogi! — Można oszaleć. Musi powtarzać te słowa modlitwy, gdyż inaczej rodzina uznałaby ją za obojętną na nieszczęścia ojczyzny i śmierć obu braci...
— Nie jestem obojętna!... Ach, nie! Ale sądzę, że nieszczęście własne powinno czynić nas wrażliwszymi na nieszczęścia innych...

247