Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/266

Ta strona została przepisana.

Wypowiadała w sposób niedołężny a wzruszający myśli, znane dobrze Anetce, pochwaliła ją tedy, wysławiając się ściślej, a Urszulę radowało to bardzo. Słuchała w milczeniu. Wkońcu rzuciła poufnie:
— Pani jest wierzącą chrześcijanką?
— Nie.
Urszula skamieniała.
— Boże wielki!... W takim więc razie ie zrozumie mnie pani!...
— Drogie dziecko, nie potrzeba koniecznie być wierzącą chrześcijanką by rozumieć i kochać to, co jest rzeczą ludzką.
— Ludzkość? Nie dość tego! Zło jest także rzeczą ludzką. Boję się ludzi! Są okrutni, wstrętni!... Tylko krew Chrystusa zbawić ich może.
— Lub nasza... Krew każdego, mężczyzny, czy kobiety, ofiara tych, co się poświęcają.
— I imię Chrystusa.
— Mniejsza w czyje imię.
— Jest to przecież imię Boga.
— Czemże byłby Bóg, gdyby nie żył w każdym z tych, którzy się poświęcają? Gdyby istniał jeden,... podkreślam... jeden bodaj człowiek taki, wówczas serce jego przewyższałoby serce Boga.
— Nie, nic go nie przewyższa. Wszystko dobro jest w nim.
— Starczy tedy czynić dobrze.
— Któż mi wskaże jak czynić dobrze, jeśli utracę Boga?
— Droga pani! Za nic w świecie nie chciałabym, byś przeze mnie utraciła Boga. Zachowaj go! Szanuję Boga w pani. Nie chcę podkopywać oparcia, jakie masz pani w nim.
— Powiedz tedy pani, że także wierzysz!

248