Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/274

Ta strona została przepisana.

Roześmiała się nerwowo, otrząsnęła z bezwładu, ale zapadła weń zaraz. Odszedłszy od zwierciadła, zapatrzyła się w odbicie swe w szybie, na tle gór i nieba, których nie widziała. Ciągle jeszcze miała kapelusz i płaszcz. Ogarnęło ją nagle wielkie znużenie... Pustkę uczuła w sobie. Postanowiła odłożyć myślenie do dnia następnego.
Ale musiała myśleć tego wieczora przy kolacji i kryć swe myśli przed innymi. A w ten sposób uświadamiała je sobie... Wszystkie owe miłe słówka ciężyły jej bardzo. Wypytywano ją o podróż, o Paryż, o moralność, mody, cenę artykułów żywności i czas trwania wojny. Mówiono, mówiono, a wszyscy (z wyjątkiem może tylko Franza) kłamali najoczywiściej! Czyniły obie wszystko co mogły, by unikać swych spojrzeń, a mimo to oczy Anetki napotykały nieustannie nieznośne spojrzenia panny Wintergruen, śledzącej uporczywie każdy rys jej twarzy. Ale nie wyczytała tam tyle, ile pragnęła. Pod wrażeniem walki, znużenie opuściło Anetkę zupełnie. Uśmiechnięta, pewna siebie odmłodniała zaraz. Przeciwnie, młoda dziewczyna wydała, się starszą, a gorączkowe napięcie zastąpiło dumny spokój. Rysy jej stwardniały. Uczuła potrzebę podkreślenia przewagi, a czyniąc to przesadnie, utraciła ją.
Mówiła do Franza z przesadną poufałością. Anetka zmarszczyła się zlekka, co nie uszło uwagi Eryki. Zanotowała jeden punkt. Chcąc zanotować drugi, popełniła po wstaniu od stołu nietakt. Zbyt porywczo zagarnęła Franza, spozierającego na Anetkę z roztargnieniem i niepewnością, jakby ją dopiero po raz pierwszy poznał. Pani Wintergruen zaprowadziła Anetkę do przyległego saloniku, chcąc czemś innem zająć jej uwagę. Ale ona śledziła spojrzeniem Erykę, pochyloną nad młodzieńcem, uśmiechniętą sztucznie i szepcącą mu

256