rzekomo jakieś złośliwostki. Na Anetkę rzucała z pod rzęs skośne wejrzenia. Pani Wintergruen szepnęła:
— Te kochane dzieci nie mogą się obejść bez siebie...
Wypytując pozornie Anetkę o Franza, okazywała wyraźnie, że zna wszelkie szczegóły, dotyczące jego stanowiska, mięnia i rodziny.
Zupełnie spokojna w każdym ruchu, wrąc gniewem wnętrznym, przedziwnie świadoma wszystkiego, co ją otaczało, a głucha na impulsy własne, wstała i rozmawiając, jęła oglądać fotografje na fortepianie, potem uchyliła pokrywy klawjatury, chcąc zobaczyć markę instrumentu. Mimowoli palce jej przebiegły po klawiszach. Uderzyła akord... Nietylko fortepian odczuł szpon. Każde z trojga otrzymało cios w pierś, a intruz rzucił im w twarz:
— Oto jestem!...
Uderzenie było władcze... Trzy potężne akordy... trzy okrzyki namiętne, a gniewne... Potem cisza, a w tej ciszy jeły spływać z wyżu potokiem oporu powolne, zstępujące arpedżja, niby skarga żałosna. Sieć czarnoksięska rozwarła się, biorąc w niewolę dusze...
Oczarowana własną grą, pochyliła się Anetka nad roztętnioną przepaścią i oto z owych bezwiednych akordów wypełzło lamento z uwertury Manfreda.
Franz przybiegł cwałem. Będąc muzykiem z rasy i natury, nie mógł się oprzeć magicznemu wezwaniu. Zmieszany patrzył na Circe, wywołującą duchy...
Anetka nie grała już od lat całych, ale w młodości była dobrą wirtuozką. Zmuszona sprzedać fortepian, obarczona troskami i pracą nieustanną, ćwiczyła bardzo rzadko. Od początku wojny czuła nawet tajemny wstręt do muzyki. Urągało to, jej zdaniem, cierpieniu powszechnemu. Otwierała fortepian tylko będąc zmuszoną. Teraz atoli doznała wrażenia tem większego, że mu
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/275
Ta strona została przepisana.
257