Późno popołudniu wyszła i to śmiało, wprost do panny Wintergruen.
Zastała ją w salonie samą. Serce Eryki drgnęło. Ale poskromiła ten odruch i serce rozkurczyło się. Ubrana nieposzlakowanie, jakby oczekiwała wizyty, z gładko uczesanemi, jasnemi włosami, bez jednego nieposłusznego pukla, pogodnem czołem, wyrażającem wolę, postawna, nieprzystępna i zamknięta w sobie, wstała Eryka bez pośpiechu, odpowiadając krótkiem powitaniem na ukłon Anetki, i wskazała jej fotel, uśmiechając się chłodno. Ale oczy przybyłej umiały rozpowijać dusze. Podczas wymiany banalnych grzecznostek śledziła Anetka skurcz chudej piersi Eryki. Dziewczyna była skrzywiona, a w kącie lewym ust taił się prowokująco zaczepny uśmiech. Nie mogła opanować drżenia bladych warg, a urywane słowa zdradzały wyraźnie niepokój, urazę, strach i troskę. Anetka delektowała się tem ze znawstwem powoli, bez wyrzutów sumienia, widząc już, jaki będzie ciąg dalszy historji...
Ten ciąg dalszy zależał od niej wyłącznie, tedy pocóż się miała spieszyć... Rozmawiały o sukniach, nowych tańcach, kroju i pogodzie. Anetka oblizywała sobie niepostrzeżenie wargi...
Umilkła, czekając. Eryka napięła całą uwagę, podejrzewała bowiem, że milczenie to może być zasadzką i pułapką. Nasyciwszy się ostrym smakiem tych chwil ciszy, pewna wrażenia, jakie uczyni i odczuwając zgóry ironiczne współczucie przeciwniczki, rzekła spokojnie:
— Wyjeżdżam jutro rano.
Płomień objął twarz panny Wintergruen, zalewając krwawą łuną czoło i uszy. Utraciła tak dalece władanie sobą, że nie była wstanie zataić piorunującego wrażenia.
Anetka uśmiechnęła się poraz pierwszy szczerze od przyjazdu, a śledząca ją z pod oka, trwożna jeszcze
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/282
Ta strona została przepisana.
264