I dodała w duchu:
— Ta ręka jest zdolna trzymać i prowadzić tego, którego jej powierzam.
Oczy Eryki, lodowate, zielono-niebieskie, o bladych rzęsach, bezrzęse niemal, trwożne nieco jeszcze, przesuwały się przelotnie po policzkach, ustach, szyi, piersi i rękach Anetki:
— Piękna... Coraz piękniejsza...
Myślała tak, a instynkt wyostrzony przewlekłą chorobą, powiadamiał ją, że ciężko było rezygnować takiej kobiecie i że nawet nie było to wcale sprawiedliwe.
Zaraz jednak, wykrzyknęła w duchu:
— Mniejsza z tem! Jest to szczęście moje i basta!
Anetka wstała, mówiąc:
— Proszę go do mnie przysłać! Chcę mu coś powiedzieć.
Eryka zawahała się na chwilę, ogarnięta podejrzeniem. Spojrzała z przerażeniem w bystre oczy Anetki. Zauważyła, że domaga się zaufania pełnego. Trzeba było uwierzyć, lub zerwać. Uwierzyła i rzekła kornie:
— Przyślę go pani.
Spojrzały na siebie po raz ostatni po bratersku i w progu zamieniły pocałunek pokoju.
∗ ∗
∗ |
W GODZINĘ później przyszedł Franz.
Nie dziwiło go wcale, że został przez Erykę posłany do Anetki, bowiem nie miał zwyczaju zastanawiać się nad uczuciami innych ludzi. Zajęty był wyłącznie uczuciami własnemi, które podlegały zmianom ustawicznym. Gdyby nawet zechciał czytać w obu kobietach, uznałby to za rzecz naturalną, że go kochają obie. Nie pociągało to zresztą żadnych zobowiązań. Tak mniemał