Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/287

Ta strona została przepisana.

patrzył i przestał świegotać. Zapadło palące milczenie. Na onych wyżach niedostępnych, na których stanęła, czuła płomień jego spojrzenia. Uśmiechała się dalej. Pod wpływem ostatniego przelotu namiętności, który w nią uderzył, jak wiatr w czuby drzew, powiedziała tym oczom, które widziała, nie patrząc:
— Nakoniec odnajdujesz mnie!...
I zwrócona do nieobecnej rywalki, będącej gdzieś tam, nisko, pod jej stopami, której bezsilne nogi nigdyby nie zdołały wspiąć się tak wysoko, chciała krzyknąć:
— Gdybym tylko chciała!... Mam go. Przyjdź i odbierz!...
Ale nie uczyniła tego.
Wraz z poświatą zachodu przepłynęła fala krwi. Bezgłośne uniesienie opadło, jak słońce poza góry. Uczuła dreszcz, wstała i wyprostowana, na wyży, wśród wichru, zwróciła się do Franza, który patrzył na nią oczyma uległego psa, błagając o spojrzenie. Ale napotkał jeno chłód odpychający w jej oczach. Widząc jego rozczarowanie, uśmiechnęła się i przybierając inny wyraz, jęła nań patrzyć dobrotliwie, spokojnie, po macierzyńsku.
— Franz! — powiedziała. — Nie jesteś zły, ale możesz sprawić dużo złego... Czy wiesz o tem? Już czas byś to wiedział, chłopcze! Nie jesteś jedynym. Ja także nie... Wszyscy produkujemy zło, jak jabłoń jabłka. Ale powinniśmy zjadać sami swe owoce, nie dając innym!...
Zbity z tropu próbował wymknąć się znaczeniu tych słów i spojrzeniu, które go przenikało. Ale Anetka patrzyła bystro, a słowa wnikały weń. Plastyczna natura jego ulegała naciskowi każdej silnej dłoni. Na jak długo? Anetka nie łudziła się wcale. Ale mając go w ręku, modelowała jego serce surowo, a serdecznie zarazem. Miło jej było czuć pod palcami drżącą uległość tej żywej gliny.

269