Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/291

Ta strona została przepisana.




CZĘŚĆ PIĄTA.

ANETKA nie wróciła wprost do Paryża. Wysiadła w drodze na małej stacyjce, gdzie nie było obawy spotkania nikogo. Czuła się wyczerpaną: Trzeba było uregulować porachunki z samą sobą i odnaleźć kierunek.
Zmęczenie dni ostatnich zaciężyło jej nagle bardzo. Nieustanne napięcie i ostatni cios, rozbudziły palące poczucie wieku nieubłaganego i daremną potrzebę miłości, miłości pełnej, jakiej nie zaznała dotąd. Ogarnęła ją melancholja nieokreślona, a wyczerpująca. Cóż wzamian, za ten dar całej siebie? Teraz, kiedy oddała wszystko i wszystko porzuciła, uczuła się przerażająco wolną. Więzy zerwane. Czegóż się teraz chwycić, skoro ich nie ma już?... Najgorszem zaś było, że zatraciła swoje ja, nie wierzyła w siebie ani w to, co przedtem, w ludzkość... Czyż mogła większą ponieść klęskę? O tak jest coś więcej niż niewiara w ludzkość!... Dusza silna zatracona nawet, przetwarza się i odbudowuje gniazdo własne. Jeśli atoli nie ma co włożyć do tego gniazda? ...Jeśli się okaże, że wszystko to był piasek i budowa runęła. Nieprzejednana w uniesieniu Anetka napiętnowała się kłamczynią. Na ustach miała ciągle ludzkość, a chciwy pająk czyhał na łup pośrodku sieci. Ludzkością dla niej był... mężczyzna... Mężczyzna... pierwszy lepszy, miły, przeciętny!... Cóż za śmieszność!... Ileż w to włożyła zapału, wiary, poświęcenia i ryzyka... ryzyka własnego oraz ryzyka ludzi porwanych za sobą... poto, by się złapać na haczyk! Cały ten entuzjazm poświęcenie, za przynętę... za tego chłopca... (on, czy

273