mogli zasnąć, wszczęli tedy rozmowę, wśród łomotu trzęsącego się pociągu. Anetka ochraniała, jak mogła, chorego od wstrząśnień i osłoniła mu kocem, drżące kolana. Ożywiła go obecność współczującej osoby. Jak każdy, niemal, czujący pochyloną nad sobą litośnie kobietę, jął czynić zwierzenia dziecięcym głosem. Nie powiedziałby tego mężczyźnie, ani może nawet jej samej, gdyby mógł ją widzieć.
Kula przeszyła mu skronie, nawskroś. Przez dwa dni leżał na polu bitwy, oślepły całkiem. Potem wzrok wracał zwolna, wkońcu atoli zagasł na zawsze. Tracąc go, stracił wszystko. Był malarzem, co stanowiło treść jego życia i całe utrzymanie. Nie było jeszcze rzeczą pewną, czy mózg nie ucierpiał. Szarpał nim ból.
Co gorsza... dusza jego konała, płacząc bez łez, wśród nocy, krwawo. Nic jej nie pozostało. Wszystko zabrano. Wyruszał na wojnę nie z nienawiścią, ale owiany umiłowaniem swoich, ludzi, świata całego i świętych idei. Chciał zabić wojnę, uwolnić od niej ludzkość, nieprzyjaciół samych nawet. Oddał wszystko i wszystko stracił, niosąc wolność w darze. Świat zakpił zeń. Za późno poznał potworne okrucieństwo, nikczemnych graczy wojennych. Był nikłym jeno pionkiem na politycznej szachownicy. Utracił wszelką wiarę i nawet ochotę do buntu... Pragnął jeno zapaść co prędzej w otchłań, gdzie zatraci byt i pamięć bytu, w grób, pokryty wieczystem zapomnieniem!
Mówił beznamiętnie, głosem znużonym, cichym, który budził w Anetce bratni ból... Ach, jakże pokrewni byli, mimo odmiennych losów. Człowiek ten upatrywał w wojnie miłość, ona zaś nienawiść, a oboje zostali ofiarami... czego... kogo? Cóż za tragiczne zwyrodnienie tych wszystkich ofiar!... A mimo wszystko... w uniesieniu tego cierpienia (w obliczu tej klęski nie śmiała się
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/294
Ta strona została przepisana.
276