Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/300

Ta strona została przepisana.

Uśmiechnęła się:
— Zostanę! — powiedziała.
I zasnęła.
Marek wyszedł, czując ulgę wielką.

∗             ∗

PRZYMKNĄŁ tylko drzwi pokoju matki i słuchając jej równego oddechu, mówił sobie:
— Jest... Mam ją... Mam czas...
Tejże samej nocy nastąpił atak aeroplanów nieprzyjacielskich. Wyły syreny, w całym domu zapanował zwyczajny w takich razach popłoch i bieganina po schodach. Marek wyskoczył z łóżka i podszedł do matki. Ale spała tak smacznie, że nie śmiał jej budzić.
— Niechże sobie tam spadają bomby! — pomyślał. — Jesteśmy razem.
Mimo tej zuchowatości, w inne noce, kiedy był sam, bał się. Teraz zaś (dlaczego?) było mu to wprost miłe.
Nazajutrz przyszła zaniepokojona o niego Sylwja i na wieść o powrocie Anetki nazwała go szelmą. (Ukrył przed nią zazdrośnie telegram, chcąc dnia pierwszego mieć matkę wyłącznie dla siebie). Anetka spała jeszcze, a Marek bronił, jak smok, dostępu do jej pokoju. Rozgwar dysputy zbudził ją, a Sylwja weszła. Miała dużo do mówienia, ale zaraz spostrzegła, że nie trzeba wszczynać indagacji i jako osoba względna, zwłaszcza gdy szło o bliskich, nie wspomniała o niczem drażliwem, wiedząc, że dusza zmącona musi, jak rzeka, sama osadzić miał na dnie. Żartowała ze snu Anetki, który jej nie pozwolił słyszeć wybuchów nocnych. Potem oburzała się niby to na Marka, że miast zamieszkać u niej, wolał siedzieć samotnie w domu, pewnie dla ułatwienia sobie wycieczek nocnych. Marek rozgniewał się, bo-

282