Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/301

Ta strona została przepisana.

wiem przyrzekłszy, że będzie rozsądnym, nie chciał, by ktoś powątpiewał w jego słowność. Zresztą, jeśliby chciał bawić się wbrew woli Sylwji, był już dość dorosłym, by jej to powiedzieć w oczy.
Potem ogarnął go żal, że w ten sposób mówił w obecności matki i zawstydzony wyszedł z pokoju. Gdy znikł, Sylwja powiedziała do Anetki z dumą wielką:
— Rogata dusza! Zupełnie podobny do nas obu.
— Czyż podobny do mnie? — zadała sobie Anetka pytanie.
Usiłowała jąć się powszednich zajęć domowych, ale wyczerpanie moralne nieprędko ustąpiło. Nużyło ją wszystko. Marek był zawsze pod ręką, by jej coś ułatwić, nibyto nie spostrzegając niczego, oszczędził jej trudu w przesunięciu jakiegoś mebla, czy wejściu na drabinkę, dla zawieszenia firanki. Te grzecznostki były dlań, zarówno jak dla niej, zupełną nowością. Jak każdy człowiek szczery, obawiał się, by ten nadmiar gorliwości nie został wzięty za obłudę, przeto czynił wszystko z miną zgoła obojętną. Anetka, wzruszona, nie wiedząca co o tem myśleć, dziękowała zawsze chłodniej, niż miała zrazu zamiar.
Zachowywali oboje stanowisko wyczekujące, serdeczne, ale mówili mało, obserwując się z pod oka. Każde bało się nowego rozczarowania, w razie rozpoczęcia ze swej strony. Marek nie wypytywał o podróż i nagły powrót, a ile razy zapadała bezwiednie w marzenia, odwracał przez skromność głowę, lub nawet wychodził z pokoju, bojąc się czytać w niej i nie chcąc przeszkadzać. Gdy matka wypytywała, co robił czasu jej nieobecności, cierpiał bardzo, bowiem opisał to już dawno w listach. Czyż go tak mało kochała, że pobieżnie jeno czytając te listy, zapomniała już o treści?
Nigdyby nie doszła ją wieść o listach syna, gdyby

283