Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/308

Ta strona została przepisana.

W CIĄGU tej rozmowy wieczornej i nocnej nie powiedzieli sobie niemal nic, prócz sprawy najważniejszej, mianowicie, że się odnaleźli i że kroczą razem. Cofnęli się jednak przed szczegółowemi zwierzeniami serc i umysłów i tak było jeszcze przez dni następne. Zwolna dopiero dowiadywała się Anetka w jaki sposób od roku rozwijała się myśl syna odnośnie do wojny i społeczeństwa. I oto wyczytała wśród słów z wzruszeniem wielkiem (bowiem on był na tyle skromny, że to powiedział otwarcie, a ona wysłuchała w ten sam sposób) o odkryciu duszy matczynej, jakiego dokonał, i kulcie, jakim ją otoczył.
Marek nie mógł się jednak zdobyć na zwierzenia przykre, ciężące mu na sercu, a Anetka nie nalegała. Przekonana była tylko, że się nie pozbędzie zmory, dopóki nie wyzna wszystkiego. Pomagała tedy temu rozgorączkowanemu umysłowi troskliwemi rękami akuszerki.
Pewnego dnia był zmierzch, zaledwo się widzieć mogli, czas sprzyjał. Stała tuż za nim. Po chwili rzekła mu:
— Cięży ci serce, daj mi dźwigać ten ciężar.
Odparł, pochylając głowę:
— Chcę, a nie mogę.
Przyciągnąwszy go do siebie, przysłoniła mu palcami oczy i powiedziała:
— Jesteś sam z sobą tylko.
Jął opowiadać z trudem, cicho, o przeżyciach swych złych i dobrych w ciągu lat ostatnich, z całą odwagą, jakby szło o kogoś innego. W miejscach trudnych urywał, nie mając odwagi ciągnąć dalej. Ona milczała, czując pod palcami powieki, pałające gorączką wstydu. Nacisk tych palców mówił:
— Daj! Biorę twój wstyd.
Nie dziwiło ją to, co słyszała. Świadoma była zdawna tego, co przemilczał i co wyznawał. Wszakże takim był świat, w który rzuciła syna, w który rzuconą została sama

290