Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/311

Ta strona została przepisana.

Czyż to coś dostrzegł, wydaje ci się dziwne? Dziwnem jest tylko, że widziałeś, ale niczego innego, prócz kobiety, dostrzec nie byłeś w stanie.
— Tak, ale t o nie jest rzecz prosta i zrozumiała!
— I ty nie jesteś prosty i zrozumiały.
— W każdym razie można je sprowadzić do jedności.
— Nie wszystkie.
— Tę jedność kocham zarówno w sobie, jak i w tobie i chcę, byś ją pokochała.
— Zobaczymy. Niczego nie przyrzekam.
— Mówisz tak, by mnie ukłuć. Ale zmuszę cię!
— Wiesz dobrze, że nie ulegam despotyzmowi.
— Ale lubisz go w gruncie rzeczy.
— Lubię despotę.
— A więc mnie pokochasz.
Czuł się teraz bardzo silnym! Niechże sobie udaje, że mnie dalej traktuje, jak dziecko. Nie dam się zwieść! Odniósł nad nią walną przewagę. Pozwoliła na to, by objął autorytet we wspólnem ich życiu. I doznała tajemnej uciechy, że musi mu podlegać.

∗             ∗

JAK każdy mężczyzna, zaledwo posiadł autorytet, nadużył go niezwłocznie.

Właśnie wrócił do domu. Anetka siedziała, zajęta szyciem. Jął chodzić zakłopotany i bardzo czemś zajęty. Popatrzył na matkę, podszedł do bibljoteczki, wziął książkę, wyjrzał przez okno, wrócił, siadł przy stole naprzeciw niej, jął przewracać kartki, zaraz jednak wyciągnął rękę, chwycił jej dłoń i rzekł spiesznie:
— Mam do ciebie prośbę...
Zdawiendawna już nosił się z tem pytaniem, ale nie

293