Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/312

Ta strona została przepisana.

śmiał go zadać. Dlatego teraz spieszno mu było. Od kiedy wszedł, czuła Anetka, że o to zapyta, i przejęła ją trwoga. Zrobiła minę obojętną i wstając rzekła lekkim tonem:
— Mówże, chłopcze!...
Ale zatrzymał ją na miejscu zdecydowanym gestem. Musiała usiąść zpowrotem. Nie puszczał swego łupu. Spuścił oczy, usiłując przybrać wyraz pewności i rzekł niemal szorstko:
— Mamo! Nie mówiliśmy dotąd o pewnej sprawie... Inne są własnością twoją i nie mam do nich prawa... ale do tej właśnie, mam prawo, jest to, jednocześnie sprawa moja... Powiedz mi coś o ojcu moim!...

Był w tej chwili bardzo wzburzony.
Nie od dziś dopiero cierpiał skutkiem nielegalnego pochodzenia swego. Nieraz narażało go to na scysje ze społeczeństwem, a jako wrażliwy odczuwał bardzo boleśnie krzywdę. Duma atoli nie dozwalała przyznawać się do tego.
Od pierwszych zaraz dni pobytu w liceum odniósł niejedną ranę (oczywiście odwzajemnił się, jak należy). Ale były to jeno lekkie zadraśnięcia. Chłopcy szkolni Paryża mają co innego w głowie, jak badać moralność czyichś rodziców, zwłaszcza czasu wojny, która przewróciła do góry nogami całą moralność społeczeństwa. Smarkacze ci traktowali naogół kobiety lekko i bardzo prozaicznie, nie czyniąc im wcale zarzutu z lekkości obyczajów, coby nawet mogło uchodzić za brak postępowości. To też mali wyuzdańcy częstowali go tylko ordynarnemi uwagami, bez złej zresztą chęci, może nawet chcąc mu, w przekonaniu swojem, powiedzieć komplement. Marek brał to jednak z innej strony, wrażliwy na każdą przymówkę, skierowaną przeciw matce. Zależało mu nierównie

294