— Poseł socjalistyczny! — wykrzyknął.
Zdziwienie źle maskowane nie ukryło wcale radości Marka.
Brissot zdobył sobie wielki rozgłos wśród mówców parlamentarnych. Fascynował młodzież i czar ten spostrzegła Anetka w oczach syna. Zadrżała. Będąc jednak zbyt dumną, by się z tem zdradzić, a zbyt lojalną, by poniżać przeciwnika, powiedziała:
— Tak, jest to człowiek słynny. Nie potrzebujesz się wstydzić go.
Zaledwo to wyrzekła, wyczytała na ustach syna:
— Czemużeś mnie go pozbawiła?
Nie wypowiedział tych słów. Wstał i jął chodzić po pokoju w milczeniu. Czytała w myślach jego, tracąc jednocześnie chęć bronienia się. Pocóż... skoro on sam nie stawał w jej obronie?... Uczyniła krok w kierunku niebezpieczeństwa, nie dlatego by je opanować, ale przeciwnie, by przyspieszyć.
— Chcesz go poznać? — spytała.
— Tak.
— Możesz to uczynić. Nie wspomniałam ci jeszcze, że on wie, iż żyjesz, że jesteś jego synem, a nawet gotów cię przyjąć jako syna.
Rozgniewany zawołał:
— Czemuż nie powiedziałaś mi tego?
Anetka zbladła i zamknęła oczy. Potem otwarła je wpatrzona w syna, odrzekła:
— Czekałam, aż będziesz mężczyzną. Teraz widzę, że nim jesteś.
Marek nie odczuł goryczy i dumy tych słów. Zapytał:
— Gdzież mieszka?
— Nie wiem. Ale nie trudno uzyskać adres jego.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/316
Ta strona została przepisana.
298