Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/321

Ta strona została przepisana.

Rzymie a nawet w przedrewolucyjnym Piotrogrodzie. Przemawiał też po wszystkich miastach Francji, na froncie i tyłach, podczas obchodów żałobnych i rocznic. Zagranicą uważano go za wcielenie krasomówstwa francuskiego. Wszedł w skład wielkiego gabinetu, zgrupowanego wokoło Clemenceau. Niecierpieli się zresztą wzajemnie. Brissota raził zupełny brak skrupułów i zasad u tego człowieka o rysach mongolskich, a Clemenceau szydził urągliwie z „pyskacza“.
— Twoja gęba, jest całą cnotą twoją!... — mawiał.
Ale inwazja stłumiła osobiste antypatje i niedawni współzawodnicy, skupiając swe talenty, utworzyli... Millerand i Briand, Brissot i Clemenceau dookoła gwiazdy stałej, głosiciela odwetu, Poincarégo, świetną konstelację polityczną. Była to niezapomniana epoka Świętego Przymierza... Niestety, minęła zbyt szybko. Wówczas przywódcy polityczni wszystkich stronnictw, nawet bezstronni mężowie stanu, jak bracia Aymon, wsiedli razem na starą kobyłę pracy i walki, czyli Francję, zdecydowani gnać na tem bydlęciu tak długo, póki wygra, lub padnie.
Karjery Brissota nie przysłaniała ani jedna chmurka, oczywiście, prócz zakusów przeciwników, którzy starali się wykazywać w przeszłości mówcy różne przelotne skłonności ku pacyfizmowi międzynarodowemu.
Kto jednak mówi dużo, nie odpowiada za każde słowo, ni związek poglądów. Każdego mówcę możnaby w takim razie skazać na rozerwanie końmi. Zresztą, w czasie pokoju, pacyfizm jest, jak wynika z samej jego nazwy, powszednim napojem uśmierzającym. Nie wolno go tylko stosować czasu wojny, to znaczy wówczas właśnie, kiedyby mógł działać.
Udowadniał to wymownie krasomówca i przekonał wszystkich. Nie uwierzyli wrogowie, pozbawieni zdrowego sądu. Niczem był dla nich zapał Brissota, niczem 303

303