nawet to, że jak druga Kornelja, zadenuncjował swych wczorajszych sprzymierzeńców, upartych pacyfistów, zwąc ich zamaskowanymi Niemcami, którzy wiodą czasu wojny grę, obliczoną na denerwowanie narodu znużonego i pozbawienie go drogo okupionych owoców zwycięstwa.
Wielcy ludzie wystawieni są zawsze na oszczerstwa. Brissot śmiał się pogodnie, a zwolennicy upatrywali w tem podobieństwo do śmiechu Dantona. (Nie mieli jednak racji, gdyż Brissot dalekim był od tego prostactwa, tonu i stylu niechlujnego.) Brissot nie żywił do nikogo urazy, gotów zawsze pozyskać sobie wczorajszych nieprzyjaciół. Zależało mu wyłącznie na tem, by ich pokonać w ten, czy inny sposób.
Ale za wszystko trzeba zapłacić na tej ziemi. Brissot nie był szczęśliwy w życiu domowem. Ożenił się z osobą bogatą, białą, tłustą, anemiczną, słowem z pulardą w sosie truflowym. Posiadała ona dobry kurs na giełdzie, ale dla niego była zgoła nieodpowiednią towarzyszką. Nie miała ani zmysłu, ani sprytu, a pozbawiona zupełnie indywidualizmu nie umiała też trzymać się zdala od świata, jak to czynią inne tego rodzaju kobiety, i zawadzała poprostu mężowi na jego widowni. Ciągle mając pretensje, nie żywiła podziwu dla niczego, nawet dla talentu i sławy małżonka. Chorobliwie, a ponuro, brała z życia, bogatego w korzyści, samo to jeno, co było przykrem. Wyrzekała na wszystko i na wszystkich, a stanowiło to nawet jakby jej misję. Jednocześnie, nie czyniła nic, by zmienić na lepsze to, co jej dokuczało. Wokoło niej panowała ustawicznie gęsta mgła, czy deszcz jesienny, tak że wszyscy dostawali kataru.
Oczywiście, klimat ten nie odpowiadał wcale zdrowemu Brissotowi, to też skracał pobyt w tych okolicach do granic możliwości, umykając, z gwałtownem kicha-
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/322
Ta strona została przepisana.
304