która zleciała na ulicę, zjawiła się konsjerżka. Zawezwano Sylwję.
Wypadek był bolesny, ale Anetka odczuwała raczej niezadowolenie. Dziś właśnie nie wolno jej było pozwolić sobie na coś takiego. Nie chciała tego dnia wzywać czyjejś pomocy, a zwłaszcza wzbudzać litość Marka, gdyż ze względu na siebie i niego wydawało jej się to poniżającem. Czyniła wysiłki by się trzymać na nogach, ale przemógł ją ból, serce osłabło, tak że musiała położyć się do łóżka. Czuła swe upokorzenie, powtarzając sobie:
— Cóż pomyśli o mnie, gdy wróci?
Cierpienie zmniejsza władzę nad sobą, przeto pozwoliła siostrze przeniknąć, co ją trapiło. Dowiedziawszy się, że Marek poszedł szukać ojca, zapominając zupełnie, iż ona to właśnie była pośredniczką, uznała Sylwja Anetkę za głupią, z powodu zdradzenia tajemnicy synowi. Ponieważ atoli trudno było napastować ją w tej chwili, cały gniew zwróciła przeciw Markowi. Podobnie, jak Anetka, pewną była, że chłopiec je opuści. Wiedziała, że jest samolubny, próżny i bez ceremonji poświęca innych dla swych przyjemności. Kochała go, coprawda, bardziej jeszcze z tego właśnie powodu, rozpoznając w nim samą siebie, ale dlatego też nie mogła przebaczyć. Nie przebaczyłaby nigdy, gdyby je opuścił. Tak!... To była rzecz postanowiona. Nie wracał, przeto, oczywiście, Brissot zatrzymał go na wieczór. Nie dopuszczając żadnej wymówki, żadnej innej możliwości, była bardziej niesprawiedliwą niż Anetka i Marek, oboje razem.
Uraza ta przejawiała się w każdem słowie i spojrzeniu, od chwili gdy wrócił. Niecierpliwy Marek najeżył się, odpowiadając zaczepką na zaczepkę. Anetka natomiast, pokorna bardzo, myślała o tem tylko, by jej przebaczył. Wyglądało to tak, jakby ona ponosiła winę, że leży
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/337
Ta strona została przepisana.
319