Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/341

Ta strona została przepisana.

Sylwja wybuchła:
— To dopiero matka!... Ja kpiłabym sobie z upokorzenia jego i z tego, że mi nie przebaczy, byleby został ocalony... A więc dobrze... Jeśli ty nie chcesz, ja to zrobię...
— Zabraniam ci! — krzyknęła Anetka.
— Nie masz prawa zabraniać mi czegokolwiek.
— Ach! — odparła. – Czy sądzisz, że wystarcza uchronić go od niebezpieczeństwa?
— Czegóż się jeszcze obawiasz?
Anetka bała się, by Marek nie szukał go właśnie.

∗             ∗

SIEDZIAŁ sam z myślami swemi i książkami. Mimo poufności serdecznej, jaka łączyła teraz serce syna i matki, Marek spędzał całe dnie w swym pokoju, nie mówiąc słowa, a Anetka nie przeszkadzała mu. Uświadamiała sobie wielką pracę wnętrzną, jaką podjął. Dojrzewał i oczyszczał się. Czteroletni kryzys dobiegał końca.
Z uporem wielkim przeprowadzał surowe badanie samego siebie, bezlitośny w tym razie, jak bywał względem innych. Celem uwolnienia się od pokus natury swej nałożył sobie dyscyplinę życia ścisłego i ścisłych myśli. Ostatnie walki były najcięższe. Wychodził z nich udręczony i spopielały, jak z łaźni hańby, uczucia i gorejących wyrzutów sumienia. Z pośród popiołów wynurzało się jednak jądro twarde i nie ulegające zepsuciu.
Doświadczeniom tym poddał wszystkie swe myśli młodzieńcze, przedwcześnie dojrzałe. Zanalizował to, co wziął z książek, filozofów, od przywódców swego pokolenia. I zostało bardzo mało. Cztery zaledwo szczypty. Reszta, były to słowa bezcielesne i niezdolne do wcielenia. Jedno tylko było prawdą niezbitą, jak żelazo kute, pro-

323