wszystkich szaleńców i ogarnąć jednem, pobłażliwem macierzyństwem.
— Nie chcą tego. Odpychają pierś. Są odłączeni. Musimy wierzyć, walczyć, niszczyć, iść naprzód i wbrew wszystkiemu posuwać się... Znasz to określenie ojczyzny: „Obóz w pustyni“... Idźmyż dalej, dźwigając na plecach kołki i płótno namiotu!
— Mój obóz ma określone miejsce. Jest prawem serca. Niewiele dla mnie mają wartości wszystkie obowiązki społeczne, tak zmienne i sprzeczne z sobą, w porównaniu ze świętemi uczuciami... miłości i macierzyństwa... które są niezmienne i wieczyste. Ten, kto je rani, mnie rani. Gotowa jestem bronić ich, gdziekolwiek byłyby zagrożone. Ale poza to nie wychodzę.
— A ja idę dalej! W chwili, kiedy obowiązek społeczny rani uczucia przyrodzone, trzeba go zastąpić innym obowiązkiem, rozleglejszym i bardziej ludzkim. Czas dojrzał do tego. Trzeba przeistoczyć całe społeczeństwo, całą moralność prawa i katechizmu. I przeistoczy się. Cała istota moja domaga się tego. Rozum nasz i namiętności protestują przeciw „Kontraktowi Społecznemu“, dziś przestarzałemu już. Siły niezmierne, poruszające sercami ludzi, potępione przez prawo, są źródłem cierpienia, a czasem zbrodni, dlatego tylko, że nieludzkie prawodawstwo i system wtłaczają naturę w ramę, która się stała hiszpańskim butem tortury. Tysiące młodych ludzi powitało wojnę jako wyzwolenie, na jej widok także serce moje podskoczyło w dzikiej radości, a to dlatego, że mieliśmy nadzieję, iż oswobodzi członki nasze. Więź, dławiąca ustalonego porządku myśli i wyszłych z użycia konwencyj, cuchnącego dobrobytu i śmiertelnej nudy, uszminkowanych wstrętnie idealizmem, mazgajstwo i obłuda (wspomnij swój ówczesny pacyfizm i humanitaryzm)... słowem wszystko otępiało naturę naszą
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/352
Ta strona została przepisana.
334