Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/36

Ta strona została przepisana.

W pierwszej atoli zaraz chwili wojny, kiedy, rzec można, wybiła godzina dziejowa, uczuła Anetka, że dźwięk ten budzi w niej część duszy własnej, jakąś dziedzinę, zaśnioną dotąd. Pierwsze wrażenie, jakie odniosła, było że rozprzestrzenia się. Zacieśniona w klatce swego indywidualizmu, wymyka się teraz i prostuje zdrętwiałe członki. Otrząsa sen i osamotnienie. Jest narodem...
Każdy ruch narodu znajduje w niej oddźwięk. Od pierwszego momentu ma mglistą świadomość, że otwarła się wielka brama duszy, zazwyczaj zamknięta szczelnie... jakby świątynia Janusa!... Natura zrzuciła przysłonę, siły jej ukazały się nago... Cóż zobaczy? Co się zjawi?... Cokolwiekby to było, jest gotowa walka, znajduje się w żywiole swoim.
Dusze otaczające ją nie są w przeważnej liczbie stworzone do tego życia płomiennego. Fermentują. Nie minęła jeszcze pierwsza połowa sierpnia, a ogarnia je gorączka. Trawi ona te organizmy bezbarwne. Skórę pokrywają żyłki krwi, wzburzonej walką z kiełkami ostrymi i zaraźliwymi. Chorzy milczą i zapadają w bezruch. Zamykają się u siebie. Wybuch kipi.
Anetka jest spokojna. Sama jedna w środowisku swojem nie zatraciła osi własnej, jest raczej bardziej normalną. Straszne to, ale powiedzieć trzeba, że oddycha swobodnie. Podobna jest teraz do owych kobiet... matek... z czasów Wielkich Inwazji. Gdy fale wrogów obalały palisady osiedli, wstępowały na wozy wojenne, biorąc udział w obronie. A obnażone ich piersi oddychały swobodniej podwiewem wichru wolnej przestrzeni. Serca tętniły mocniej pod wrażeniem walki, na widok ataku nieprzyjaciela. Ogarniały spojrzeniem pola poryte kołami głęboko, ogromny widnokrąg z lasami, linjami wzgórz i kopułę nieba wolnego, które na dusze wolne czeka.

18