Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/50

Ta strona została przepisana.

Anetka pytać nie śmiała.
— Gdzie?
— Tam, gdzie śpi mój ukochany.
— Jakto?
— Pole bitwy jest wolne od dzisiaj.
— Jakże pani zdoła odnaleźć pośród tysięcy?...
— On sam mnie poprowadzi. Wiem, że go znajdę.
Anetka radaby była krzyczeć:
— Nie jedź! Nie jedź! On żyje w tobie! Nie szukaj go wśród fetoru rzeźni.
Zrozumiała jednak, że Lidja nie była wolną. Anetka dotykała jej rąk, ale trzymał je zmarły. Powiedziała:
— Droga moja biedaczko! Mogę pani towarzyszyć!
Lidja odrzekła:
— Dziękuję.
A pokazując oświetlone drzwi, dodała:
— Ojciec jedzie ze mną.
Pożegnały się.
Wieczór usłyszała Anetka na schodach kroki nieważkie, przygnębione kroki odjeżdżających.
W dziesięć dni później wrócili równie dyskretnie. Anetka nie wiedziała o tem. Zadzwoniono, a kiedy otwarła, ujrzała przed sobą Lidję w żałobie, z bolesnym uśmiechem na ustach. Wydała jej się Eurydyką, wracającą bez Orfeusza. Uścisnęła ją i pociągnęła, przemocą niemal, do swego pokoju, zamykając drzwi. Młodziutkiej narzeczonej pilno było opowiedzieć przygody swej podróży do krainy umarłych. Nie płakała już, miała nawet w oczach radość egzaltacji, ale było to jeszcze straszniejsze. Szeptała:
— Znalazłam go... Sam mnie przyprowadził... Błądziliśmy po zrytych polach, pośród grobów. Byliśmy znużeni i beznadziejni. Opodal ujrzałam mały, ocalały zagajnik i wydało mi się, że on powiada: Chodź! Był to

32