Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/52

Ta strona została przepisana.

dejrzeń, buchający ku niemu. Gdy przechodził, uchylano drzwi, by go śledzić, nie dostrzegano natomiast, nibyto, jego ukłonów. Gdy mijał lożę portjera, Bronchon patrzył w inną stronę. Ale gdy się obejrzał, będąc w ulicy, widział o trzydzieści kroków za sobą tegosamego Bronchona, który go śledził bacznie. Na wyżynie swego piętra czytał wyzywającą wzgardę w spojrzeniach żon robotników...
Wyobrażał sobie jeszcze dwa razy tyle. Wyobrażać sobie, był to jego zawód. Fantazja jego brzęczała, jak palnik gazowy Auera. Żył w ciągłej trwodze. Był sam, a estetyzm nie starczy na długo, gdy idzie o znoszenie osamotnienia myśli. Trzeba mieć charakter, a tego towaru niema na dnie kałamarza. Pół biedy jeszcze gdy piękne słówka skłaniają do kłamstwa. Nie trudno im było przystosować Clapiera i jego pacyfizmu do męskiego zadania, jakiego się odeń domagał srogi duch domu. Wstąpił do cenzury. Został urzędnikiem otwierającym listy. Nie był to chłopak zły i nie chciał niczyjej krzywdy. Ale jak każdy słaby, wziąwszy się raz do czegoś poszedł dalej, niż trzeba, stał się zelantem i przesadzał. Zdradził działalność pacyfistów. Nie ustawał w tem, pragnąc, by dawni współtowarzysze poszli, jak on, do Kanosy. Renegat czuje żądzę renegacji w towarzystwie. Biada temu, kto mu się opierał. Dobry chłopiec, o miękkich rękach uczuł, że mu, na miejscu palców, wyrastają szpony państwowe. Pobudliwe serce jego zatętniło, niby u Corneilla. Stał się Rzymianinem. Gotów był złożyć w ofierze... gdyby miał tylko... własną rodzinę.
Za tę cenę pozyskał łaski Brochona. Nie zrozumiał natomiast nigdy, dlaczego dobrzy patrjoci, jak Anetka, widząc go, obracają się doń teraz plecami.

∗             ∗

34