Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/58

Ta strona została przepisana.

snością naszą, własnością matki... objektem muzealnym... pod kluczem... wiedz o tem!
Bufonowała w ten sposób, karcąc go, on zaś stawał dęba i rżał z oburzenia. Jakto? Nie jest wolny, czemużto? A ona?
— Ja jestem zamężna, mój miły panie, rozumiesz?
Oniemiał na te słowa. Spojrzała nań z ironją. On chciał coś odburknąć, ale roześmiał się:
— Zgoda, złapałaś mnie! Ale i ja ciebie złapałem.
Roześmiała się także. Oboje byli winni. Grozili sobie palcami i oczyma. Sylwja odprowadziła go do domu, nie zdradzając atoli nic przed Anetką. Nie pochwalała surowości siostry i jej powagi. W duchu pomyślała sobie:
— Któż zdoła strumień wstrzymać w biegu? Jeśli się podstawi kamień, to tem pewniej przeskoczy.

I nagle rozwarły się oczy Anetki. Spostrzegła, że nie należy zostawiać pisklęcia samego w gnieździe. Porzuciła zajęcie. Uczuła wstręt do tej ciżby bab tłoczących się wokoło zranionego mężczyzny, do tej miłości skojarzonej z politowaniem, miłości wśród krwi, czy miłości krwi!...
— Nie udawaj dumnej! Sama to czułaś...
Była to najdziksza ze wszystkich obłud. Zwierzę ludzkie, ucywilizowane zaprawia swe drapieżne instynkty wonią kłamstwa. Wyczuła to w synu swoim. Miał tę woń w ubraniu, we włosach, w delikatnym puszku, okrywającym jego ciało... Oby tylko ta woń śmierci nie zdążyła go przepoić aż do serca!
Ale przerażało ją nietylko to mgliste jeszcze przebudzenie się zmysłów, ta dojrzałość, to oszołomienie, którego mały faun ukryć już mógł. Każda matka, znająca życie czeka takiej godziny i jeśli nie wzrusza jej,

40