Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/68

Ta strona została przepisana.

szącym do snu. Ale dziś?... Zazdrościła jej zdrowia... Ale dziś?...
Wspomniała słowa Tołstoja. Nietylko do kobiet jednak odnoszą się one: Istota, która nie cierpiała nigdy, nigdy nie była chorą, naród zdrowy, zbyt zdrowy... zawsze zdrowy... ależ to potwór istny! Żyć i umierać każdego dnia i walczyć codziennie! Prowincja ta umiera, ale nie walczy. Spływa błogo, jak jej rzeki bez zmarszczek pośród brzegów, i dni co mijają rozsądne, samolubne i szydercze.
Były atoli czasy, kiedy ziemia ta płonęła. Owo stare miasto burgundzkie o trzech dumnych kościołach, z wieżami i szczytowiskami gotyckiemi z kamienia białego, które poczernił i nagryzł czas, niby rdza zbroję, rysuje się rycerską sylwetą chrystusową ponad wężem rozwitej rzeki. W kościołach szeregi bezgłowych posągów świętych, dziury w witrażach, niby krople krwi zakrzepłej, skarbce katedralne, dywany z czasów Haruna, masywne, złote przyozdoby cesarzy: Karola, syna Karola i ojca Karola, ruiny wież kończystych i murów obronnych z czasów angielskich... Wszystko to daje świadectwo mocarnego życia dawnego, krwi purpurowej, złotych pastorałów wielkich biskupów i epicznych bojów... diuk... król... królowie (któryż z nich prawdziwy?)... i przejścia dziewicy...
Teraz ulice wyludnione. Kroki leniwe tętnią po starych brukach ulic obstawionych domami mieszczan, o ciasnych bramach, podpartych schodkami, a na widnokręgu rozkrzyczane sojki wokoło czarnych dzwonnie zataczają anereole ciężkiego okrężnego lotu.
Rasa zamiera. Szczęsna jest i ma miejsca poddostatkiem. Ziemia soczysta, apetyt zaspokojony, ambicje ograniczone. Awanturnicze jednostki wywędrowały do Paryża, pozostali uznają, że lepiej rozkładać się wy

50