Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/74

Ta strona została przepisana.

Pozujecie na mężczyzn? Dobrze. To ambicja dostępna nawet najbardziej ograniczonym. Rzecz cała w tem, by wiedzieć, czy zostaniecie mężczyznami rozsądnymi i zdatnymi w zawodzie swoim. My tu jesteśmy poto, by wam dopomóc. Jeśli atoli nie chcecie, nikt was nie zmusi. Gramy w otwarte karty! Wybierajcie, to, lub tamto... proszę bardzo... I dalejże w drogę.
Po kilku próbach przekonali się, że są słabsi. Podpisano tedy, milcząco, traktat pokoju. Oczywiście, granice musiały być pilnie strzeżone, inaczej traktat stałby się świstkiem papieru. Straż czuwa. Pozatem nastały stosunki normalne. Nikt nie kwestjonuje już stwierdzonej przewagi. A koalicja studencka... po utraceniu przedmiotu zainteresowania, rozpadła się, oczywiście. Teraz zaczyna Anetka pośród plemienia wyróżniać wybitniejsze osobniki. Niema ich dużo, zaledwo trzech, czy czterech na sześć klas budzi sympatję. Ale nie trzeba tego okazywać. Są to mali chłopcy z delikatniejszej nieco gliny ulepieni, którzy usiłują myśleć. Widać po rumieńcach, jakie wywołuje słowo, objaw życzliwości, czy spojrzenie. Zazwyczaj niedowierzają im inni i prześladują ich. Względny ten arystokratyzm ściąga, oczywiście, nienawiść szczepu, ponieważ zaś są wrażliwi, tem bardziej trzeba ich dręczyć. Nie dobrzeby było wyróżniać ich, bowiem zapłaciliby za to. Gorzej jeszcze ci chytrzy, naiwni komedjanci, ci cyniczni malcy eksploatowaliby sami tę życzliwość, gdyż są z natury spaczeni. Anetka zmusza się tedy do bezstronności, mimo że chętnie przytuliłaby do piersi któregoś z nich, w braku Marka. Nieobecny Marek jest z nią nieustannie, szuka go w każdym, porównuje, a chociaż, jako matka, nie sądzi, by mu któryś dorównywał, chce się sama omamić. Wyobraża sobie, że oto tam siedzi w ławce, widzi go i czyta w danym uczniaku, by czytać w synu. Są to w braku innych zwier-

56