Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/75

Ta strona została przepisana.

ciadła, nie zanadto paczące obraz syna utraconego, syna marnotrawnego, który powróci. Cóż w nich widać?
Niestety! Widać dorosłych. Ideały ich nie sięgają wyżej nad chęć zostania tem, co poprzednie pokolenie. O ile po urodzeniu mieli jakieś rysy osobiste, to od wstąpienia do szkoły znikło wszystko. Są teraz poznaczeni pieczątkami swych właścicieli... ojców... również poznaczonych pieczątką zbiorowiska. Nie są już sobą, ale cząstkami siły bezimiennej, która od wieków zegnała w gromady miejskie te psy polne, a one powtarzają wciąż te same gesty, szczekają tak samo i snują tenże sam tok myśli. Szkoła jest to warsztat, uczący zręczności w używaniu myślowego aparatu. Czegóż dokazać może inicjatywa osobista, by ich wyzwolić! Trzebaby ich naprzód przekonać, że należy zezuć chodaki rodzicielskiej myśli. Oni tymczasem dumni są z naśladowania dorosłych. Im mniej myślą sami, tem są szczęśliwsi i bardziej dumni... Miły Boże! Dorośli czynią dokładnie to samo. Toną, zrezygnowawszy z sądu osobistego (to niewygodna rzecz), w odmętach opinji tłumu, która nosi miana: Szkoły, Akademji, Kościoła, Państwa, Ojczyzny... lub wcale się nie nazywa, będąc jeno... Gatunkiem... owym potworem o oczach przygasłych, któremu się przypisuje mądrość opatrznościową, a który pełza naoślep, zatapiając chciwą trąbę swoją w bagnisku. Stamtąd wyszedł ów potwór i tam wpadnie napewno... (Ileż tysięcy gatunków wpadło już w to błoto... Jakto? Czyżbyśmy nie byli w możności ocalić gatunku naszego?...)
Błędne ogniki tańczą nad bagniskiem. Zda się, widać je chwilami w oczach któregoś z tych dzieci... Anetka stara się je uchwycić... Co myślą ci malcy o życiu? Co myślą o śmierci? Jakie echa w tych tumanowatych głowach budzą burze światowej wojny, gromy walące we wzgórza, jak okiem zasięgnąć naokół.

57