że chciał jej okazać urazę swoją. Czyniła wysiłki, by go rozbroić, to znów okazywała się także nieugiętą. Ale zawsze nastawał moment, kiedy tłumiona miłość wybuchała płomieniem. Chłopiec czyhał na takie chwile i tryumfował. Ona zaś odczuwała potem żal, gdyż odpisywał w sposób bardziej jeszcze mdły i obojętny. Teraz otwierała listy z przykrością, spodziewając się ich treści. Mimo wszystko żyła nadzieją, a napotykała rozczarowanie, cierpiała tedy dalej i czekała, coraz to bardziej znużona. W dniu przeznaczonym na pisanie (odpowiadał tylko listem na list), nie miała na to siły i odkładała na następny, potem na drugi, trzeci... Następował wkońcu wybuch miłosnych skarg i wymówek... a potem, milczała przez miesiąc... Nacóż, skoro to go nic a nic nie obchodzi!...
Gdy tak raz nie pisała przez miesiąc, zachorzał niemal. Daremnie wysilał się, by być człowiekiem nieugiętym i gardzić jej listami. Ach, jakże ich oczekiwał! I nietylko duma jego syciła się zemstą, nietylko radowało go, że:
— Nie może się beze mnie obejść!...
Te fale miłości, niesione z wiejskich dali powiewem wiatru były mu teraz wprost niezbędne. Gdy listy nadchodziły regularnie w dniu oznaczonym, udawał, że je przyjmuje obojętnie, jako należność swoją. Gdy jednak stawały się rzadszemi, odczuwał brak i zapalało to jego niepokój, a także pożądanie. Dostawszy oczekiwany list, radował się, brutalnie wprost... oczywiście, nie przyznając tego!... (oszust!) Wolał tę radość przypisywać raczej dumie, która mu szeptała:
— Raz jeszcze okazuje się, że żyć beze mnie nie może!...
Ale kiedy nie pisała, musiał przyznawać prawdę upokarzającą.
Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/83
Ta strona została przepisana.
65