Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/94

Ta strona została przepisana.

wraz ze starą matką, którą ukrywał, a która go tyranizowała. Jako syn alkoholika, poznał będąc dzieckiem okropności tego nałogu, a w organizmie jego pozostały skutki podcinające zdrowie. To go nawróciło. Zabronił sobie też dlatego małżeństwa. Wiódł życie nie wesołe, ale, zda się, szczęśliwe. Czasem jednak mgła melancholji przysłaniała mu oczy. Miewał okresy zmęczenia wielkiego, a wówczas uciekał od ludzi, chował się i zapadał w letarg, przestawał mówić i był jak sparaliżowany. Po całych tygodniach pokazywał się znowu, usłużnie uśmiechnięty i czynny, jak przedtem. Towarzysze, którzy nie myśleli o nim wcale podczas jego nieobecności, uznawali zaraz za rzecz zupełnie naturalną obarczyć go w imię sprawy tem wszystkiem, co im było niewygodne. Pitan ruszał w drogę, wracając o zmierzchu, lub późną dopiero nocą, po doręczeniu ostatniego świstka, zmordowany, przemokły i zadowolony.
Marek nie miał sił fizycznych i Pitanowi żal go było. Nie dając tego poznać, urządzał przystanki dla wytchnienia.
Pitan mówił powoli, spokojnie, a nieustannie. Słowa jego płynęły jak woda kanału, pomiędzy dwoma szluzami, to jest okresami milczenia. Daremnie starał się niecierpliwy Marek przerwać mu. Pitan uśmiechał się, pozwalał mu mówić, potem zaś z uporem rozwijał dalej swe myśli. Nie odczuwał ironji. Nie przypuszczał, by słowa jego mogły budzić wątpliwość. Były mu potrzebne dla oświetlenia myśli, wyrywał je tedy z gliny milezenia, pod którą leżał zagrzebany umysł jego. Musiał przewietrzać to ciężkie życie wnętrzne, które zapadało w półparaliż najmniej dwa razy do roku. Myśleć umiał tylko głośno. Potrzebował też kogoś drugiego by myśleć. Samotnik ten miał duszę łaknącą braterstwa.
Mówienie nie przeszkadzało mu wcale obserwować

76