Strona:Roman Dmowski - Myśli nowoczesnego Polaka.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

pewniającym im odpowiedni stopień czystości. Można się spierać o to, jak wielką część społeczeństwa ogarnia demoralizacja i rozkład duchowy, ale trzeba się zgodzić, że dominujący ton życia jest zdrowy i moralny.
I Francja ma kolonje: i ona, potraciwszy przed stuleciem dawniejsze cenne posiadłości, pozdobywała w ciągu ostatniego siedemdziesięciolecia nowe obszary, ale ani one nie przedstawiają tej wartości, co angielskie, ani naród francuski nie umiał ich odpowiednio zużytkować. Kolonje francuskie są polem działania dla wyrzutków francuskiej biurokracji — dla narodu francuskiego właściwie nie istnieją i na życie jego nie wywierają prawie żadnego wpływu. Jednocześnie na kontynencie europejskim dawne olbrzymie wpływy Francji zmalały, a naród, zobojętniały na zadania polityki zewnętrznej lub nie rozumiejący ich wcale, w wewnętrznem życiu państwowem nie widzi nic po nad rywalizację najbrudniejszych interesów z jednej strony, z drugiej zaś przeciwpaństwowe usiłowania Kościoła lub żakowskie wprost przeżuwanie tradycyj wielkiej rewolucji. Takie warunki otwierają pole czynu jedynie najzwyklejszym geszefciarzom lub mężom stanu typu dziennikarsko-adwokackiego, a to, co stanowi wykwit narodowego ducha, odwraca się od sfery czynu ku kontemplacji, ku szukaniu nowości w biernem używaniu życia, najwięcej ze wszystkiego demoralizującem duszę społeczeństwa. Kto wie, czy przy dzisiejszym stanie Francji przyszłość jej nie przedstawiałaby się lepiej, gdyby kraj ten wydawał mniej wyrafinowanych umysłów, a zato więcej ludzi tęgich średniej miary, zdolnych znaleźć odpowiedni interes w dzisiejszym jej publicznem życiu, oprzeć je na pewniejszych podstawach moralnych i rozumowych i budować przyszłość na tem, co dziś w narodzie najlepszego istnieje, nie zaś na zerwanych lub wypaczonych tradycjach wielkiej przeszłości. Przy dzisiejszym wszakże stanie społeczeństwa francuskiego trudniej w niem o takich ludzi, niż o genjusze artystyczne i naukowe.
U narodów ujadających częstokroć zjawiają się teorje, nakazujące widzieć przyszłość w tem, co je zabija. Tak, po ostatniej wojnie mówi się w Hiszpaji, że strata reszty kolonij będzie dobrodziejstwem kraju, bo zwróci naród do pracy nawewnątrz, do reform, które sprowadzą odrodzenie narodowe. Zdanie to wygląda nawet wcale rozumnie. Ale, niestety, nie dzieje się tak. Ograniczenie sfery panowania narodu, zmniejszenie jego pola czynu powiększa tylko liczbę obywateli obojętnych na sprawy narodowe, odwraca od polityki ludzi szerszego rozmachu i oddaje losy narodu w ręce małych; jedno-