bez boskości sama siebie zdradza“. To bowiem, co się stało w Indjach, gdzie założenie skrajnie indywidualistyczne doprowadziło do negacji indywiduum, to samo się dzieje i w kulturze europejskiej od czasu, gdy człowiek został uznany za jedyny probierz wartości: w życiu społecznem, politycznem, w sztuce wojennej, w handlu, przemyśle, nauce, w całokształcie kultury — człowiek zostaje zdegradowany na podrzędne stanowisko, ustępuje miejsca bryle, masie, ilości, pieniądzowi, pojęciu, idei. Wzmaga się zwłaszcza wpływ i rola państwa. Do wieku XIV-go, do końca krucjat, potęga jego stopniowo malała na rzecz wolności jednostki, wspieranej na Zachodzie przez Kościół. W miarę jednak jak apoteoza indywidualizmu wypaczała się w zaprzeczenie naturalnych więzów społecznych i religijnych, — państwo podnosiło głowę i całą swą bryłą zaczęło przygniatać znowu jednostkę, „deptać głowę ducha“ (Słowacki), w stopniu niemal tym samym, jak to było za czasów starożytnego Rzymu. (Jasną jest rzeczą, że do „Ksiąg Narodu“ doprowadził Mickiewicza podobny tok myśli).
Tak to błąd wszelki sprowadza w życiu w nieuchronnej konsekwencji błąd inny, wręcz przeciwny tamtemu.
∗ ∗
∗ |
W dziejach literatury znamionuje romantyzm kult indywidualnej mocy ludzkiej, wiary, uczucia i cudu, bunt przeciw społecznym więzom i uwielbienie jednostki, którą romantycy wynoszą ponad środowisko i poza granice możliwości, nie dbając o to, za jaką cenę dokonywa się to wywyższenie. „Z Bogiem, a choćby mimo Boga!“ Pierwowzorami dla romantyków stają się postacie Prometeusza i Lucyfera, od których pochodzi liczna generacja romantycznych bohaterów, postaci wyolbrzymionych i wynaturzonych, co się w ramach rzeczywistości nie mieszczą; żywiołem ich jest cud. To też romantyka cechuje radykalizm, niechęć do długiego, mozolnego wysiłku, pragnienie i wiara, że za jednym zamachem da się zrobić to, co w innych warunkach lat wymaga. Romantyzm wywyższa wartości djalektyczne i retoryczne, głosi wiarę w wielką moc słowa, zdolnego cudownie dusze przerabiać. Obok tego jednak w dziwnej zgodzie spotykamy w romantyzmie kompletne zaniedbanie, zlekceważenie słowa, uważanie go za nie obowiązujące, przeciwstawianie go czynowi, owo „zgińcie me pieśni, wstańcie czyny moje“, jak gdyby to były światy przeciwstawne, a nie „dwie strony jednej całości i jak gdyby czasy bardziej poważne doprowadzały nas do innego wyjścia, jak nie do tego, by mówić poważnie“ (Norwid).