Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 071.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Pani Kapulet. Nie mów nic do mnie; nic ci nie odpowiem;
Rób, co chcesz, wszystko mi to obojętne.
(Wychodzi).
Julia. O, Boże! O ty, moja karmicielko!
Poradź mi, powiedz, jak temu zaradzić?
Mój mąż na ziemi, moja wiara w niebie;
Jakżeż ta wiara ma na ziemię wrócić,
Nim mój mąż sam mi ją powróci z nieba
Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radę.
Niestety! Że też nieba mogą nękać
Tak mdłą istotę jak ja! Nic nie mówisz?
Nie maszże żadnej pociechy, żadnego
Na to lekarstwa?
Marta.Mam-ci, a to takie:
Romeo na wygnaniu, i o wszystko
Można iść w zakład, że cię już nie przyjdzie
Nagabać więcej, chybaby ukradkiem.
Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę,
Że nic lepszego nie masz do zrobienia,
Jak pójść za hrabię. Dalipan, to wcale,
Co się nazywa, przystojny mężczyzna,
Romeo kołek przy nim; orzeł, pani,
Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczu,
Jak Parys. Nazwij mię hetką-pętelką,
Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwa
W tem nowem stadle; bo ono jest stokroć
Lepsze, niż pierwsze; a choćby nie było,
To i tak tamten pierwszy już nie żyje;
Tak, jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie,
Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku.
Julia. Czy z serca mówisz?
Marta.Ba, i z duszy całej!
Jeśli nie z serca i nie z duszy, to je
Przeklnij oboje.
Julia.Amen!
Marta.Na co amen?
Julia. Bardzoś mi przez to dodała otuchy.
Idźże i powiedz teraz mojej matce,
Że naraziwszy się na gniew rodzica,
Poszłam do celi ojca Laurentego,
Odprawić spowiedź i wziąć rozgrzeszenie.
Marta. O, idę; to mi pięknie i roztropnie.
(Wychodzi).