Niechajcie żalów!
Staliścież kiedy w obliczu śmierci?
Wiecież, czem jest wpatrzenie się oko w oko w jej otchłanne, wieczność i nicość mieszczące źrenice?
Jakie przejrzenie własnej duszy, do głębi, do dna...
Jakie stopienie się z wszechbytem...
Jakie jasnowidzenie biegu spraw ludzkich, treści i zakresu życia człowieczego...
I jeśli się jeszcze wówczas tworzy, jakie wzmożenie, jaki zespół sił twórczych, jaki szał potęgi twórczej, jakie spojenie się, napięcie twórczej woli, jaki lot, wichrowy, zawrotny rozpierających czaszkę myśli, wizji...
Czy znacie?
Może dlatego właśnie, że zdawna — tak długo — był »w pogotowiu«, w wieczność i nicość wzrokiem wtopiony, może dlatego tak tytanicznie, tak niestrudzenie tworzył i tworzył...
Boć
»iskra jedyna, gdy dogasa,
cała jej wtedy widna krasa...«
Cała krasa i cała moc.
»Dziś wszystko dnia jednego zdolę,
gdy wszystko mam stracone«.
Głębokom przekonany, że wszystko w życiu, wszystko w człowieku zdeterminowane jest nieuniknienie i tak powiązane ze sobą wzajem, że z łańcucha wydarzeń, nawet takich, jak twórcze czyny, żadnego ogniwa usunąć nie mo-